poniedziałek, 17 lipca 2017

1410 Bitwa pod Grunwaldem



                         15 lipca roku pańskiego 1410 

"Bitwa pod Grunwaldem" - obraz Jana Matejki
    Na wieść o obejściu przez siły unii zasadzki w Kurzętniku, Wielki Mistrz szybko, zebrał z nad Drwędzy to co miał do dyspozycji i pognał czym prędzej na Malbork, by przeciąć drogę wojskom Witolda i Władysława. Udało się mu to w okolicach wiosek Grunwald, Łodwigowo, Stębark. O świcie 15 lipca oba wojska stanęły naprzeciw siebie. Oddzielał je pofałdowany teren, z lasami i łąkami. Było kilka wyższych pagórków, dolina strumienia a także mokradła i kilka jezior. 
                                       Trochę statystyki...

    Siły Zakonu to: 21 000 rycerstwa konnego (51 chorągwi), w tym 250 braci zakonnych, ok 6 000 pieszych i artylerzystów i ok 5 000 czeladzi. 
   Siły polsko - litewskie: 20 000 ciężkiej jazdy polskiej z Małopolski, Wielkopolski, Mazowsza, Podola, zgrupowanych w 50 chorągwi. Ok 3 000 zaciężnych wojsk czeskich i śląskich i 40 lekkich chorągwi litewskich (10 000 wojska).

                                             Lato, lato  
   Wiemy już jak to się zaczęło i jak do tego doszło. Teraz czas napisać parę słów o samej bitwie. Nim jednak do niej doszło, nasz miłościwie panujący król jeszcze raz uciekł się do podstępu. Był upalny lipcowy dzień, żar lał się z nieba. Wojska polskie, litewskie, ruskie, krymskie i mazowieckie wolno szykowały się do starcia, korzystając z cienia lasów, okalających jezioro Lubień.
  Na lewym skrzydle stanęły chorągwie polskie pod dowództwem marszałka Zbigniewa z Brzezia. Kilkanaście tysięcy ciężkiej jazdy. Centrum zajęły zaciężne wojska czeskie i śląskie, a także parę chorągwi smoleńskich i odziały mazowieckie. Witold z lekkimi pułkami litewskimi, Tatarami chana Dżalal ad-Dina, Mołdawianami i Serbami objął prawe skrzydło.
    Całością dowodził Władysław Jagiełło. Widząc jaka jest pogoda przedłużał ile wlezie, nim rozpoczął się bój. Dlaczego? Ponieważ w tym czasie Krzyżacy, w pełnym rynsztunku stali na jednym z trawiastych wzgórz, bez skrawka cienia.  Jak "przyjemnym" doświadczeniem musiało być owe czekanie możemy się tylko domyślać. Pewnie większości z was zdarzyło się czasem dotknąć rozgrzanej od słońca blachy... To teraz wyobraźcie sobie, że jesteście tym metalem okuci od stup do głowy... Auć!
   Zniecierpliwiony Ulryk J. się pieklił (dosłownie smażył jak na patelni) a Władysław jeszcze mszę wyprawił... Wielki Mistrz w końcu nie wytrzymuje i posyła herolda. Następuje to słynne (...) dwa nagie miecze (...). I nie mniej słynna riposta: (...) psst - Nie na ponton!... wróć... to znaczy: (...) mieczów ci u nas dostatek... (...) 

                               "Pierwszy gwizdek" 

  No i w końcu się zaczęło. Zabrzmiały trąby, odśpiewano Bogurodzicę i...
   ...uderzyli Litwini z kilkoma zaledwie pułkami koronnymi. Są dwie wersje takiego obrotu spraw: według pierwszej Witold się wkurzył i nie chciało mu się już czekać... Podług drugiej ciężka polska jazda nie była jeszcze w pełni gotowa do uderzenia. Jakby nie patrzeć, efektem tej szarży było wyłączenie z bitwy po zaledwie dwóch salwach krzyżackiej artylerii. Ach... i po drodze nie było żadnych wilczych dołów... Z drugiej strony, może ich po prostu nie zauważono, już wówczas polskie drogi należały do jednych z najsłabszych w Europie i może wprawione na tych dziurach konie lekkiej kawalerii dołów wykopanych przez krzyżaków nawet nie zauważyły...?
   Co było potem? Ciężkie pułki krzyżackie zaatakowały oba skrzydła armii sprzymierzonych. W odpowiedzi ruszyły chorągwie polskie. I tak trwała zażarta jatka, na lewym skrzydle pułki koronne radziły sobie nieźle z wrogiem, po przeciwnej stronie było gorzej. Lekkie chorągwie litewskie, ruskie i tatarskie zaczęły się cofać. Nawet Witold krzykiem i biczem nie powstrzymał uchodzących. Widząc taki stan rzeczy także niektóre oddziały polskie rozpoczęły odwrót, grupka 300 Czechów prysła z pola bitwy. 

                                A Litwini byli w trampkach...

   
Przykładowi rycerze spod lekkich znaków litewskich i ruskich 
No, ale samo załamanie lewego skrzydła okazało się całkiem przydatnym zagraniem taktycznym. W ślad za uciekającymi lekkimi chorągwiami Witolda poszła spora część wojska zakonnego. Ciężkozbrojni rycerze nie mieli większych szans na dogonienie Litwinów, czy Tatarów, którzy schronili się w lesie. Zdrożone, pościgiem za Rusią pułki krzyżackie postanowiły wrócić na pole bitwy, sądząc, że właściwie to jest już po niej, tam spotkała ich niespodzianka. Brak sporej części wojska niemieckiego sprawił, że wzmocnione prawe skrzydło naszej armii zaczęło spuszczać łomot krzyżakom. 

Co! W twarz? (Jan Kowalewski cyt. "Brunet wieczorową porą")

   Wszystko szło dobrze, do momentu, w którym grupa rycerzy zakonnych znalazła się w pobliżu oddziału, broniącego wielką chorągiew królewską. Zamieszanie było potworne, a Niemcy mieli przewagę liczebną. Ponownie, przekonani o tym, że losy bitwy przesądzone są na ich korzyść ( utrata królewskiej chorągwi oznaczała klęskę) zaczęli odśpiewywać pieśń zwycięstwa (Chhrist ist estanden). Taka zniewaga, arogancja, pycha i brak respektu dla wroga delikatnie rzecz ujmując wkurzyły naszych przodków. A wiadomo jak to jest z rozsierdzonymi Polakami. W trzy godziny rozbito kompletnie Krzyżaków. 

                                      Ostatnia szarża Ulryka

 
Widząc co się dzieje, Wielki Mistrz rzuca do boju odwód, 16 chorągwi. Wykonuje manewr oskrzydlający, by uderzyć w bok polskich formacji. Ulryk J. osobiście poprowadził szarżę, która miała ostatecznie złamać wojska unii. Jagiełło miał dobrą pozycję do obserwacji to też szybko zlokalizował zagrożenie. Atak rycerzy zakonnych generalnie był zbyt powolny, żeby zaskoczyć siły sprzymierzone. Frontem do Krzyżaków stanęły wszystkie chorągwie małopolskie z krakowską na czele. 
  Polacy nie dali się rozbić, odparli atak i uderzyli od strony Łodwigowa i Strębeka na wojska zakonne. Te po załamaniu szarży usiłowały się bronić, ale oskrzydlający atak wracających na pole bitwy Litwinów przesądził sprawę. Wojska Witolda, do spółki z kilkoma chorągwiami koronnymi odwodu okrążyli broniące się odziały zakonne i zadały im dotkliwe straty uderzając z flanki. Nastąpił rozpaczliwy odwrót Krzyżaków. Kolejne grupy rycerstwa niemieckiego salwowały się ucieczką. Część usiłowała bronić się wśród wozów taboru, ci zostali wycięci w pień po zażartej walce. 
  Bitwa dobiegła końca, armię zakonu zniesiono ze szczętem. Rozpoczęto pościg za niedobitkami. 

                        Co się stało z Ulrykiem von Jungingen? 

  Według Sienkiewicza i Matejki Wielki Mistrz poniósł śmierć z rąk otaczających go piechurów. Jest to taka sama prawda jak te nieszczęsne wilcze doły. W trakcie ostatniej szarży Ulryka ugodził w pierś kopią któryś z rycerzy polskich. Przypuszczalnie był to Mszczuj ze Skrzyńska. Po bitwie odnaleziono ciało Wielkiego Mistrza z dwiema śmiertelnymi ranami, tą w piersi oraz drugą na głowie (najprawdopodobniej ten w łepetynę to był tak zwany "cios łaski"). Ciało pokonanego wroga było kompletnie obdarte ze zbroi i kosztowności. Jagiełło nakazał owinąć je purpurą i odesłał do Malborka. 

                                       Szał bitewny 

   Pomimo znakomitego zwycięstwa i kompletnego rozbicia wojska krzyżackiego jakoś nasi rycerze, biorący udział w bitwie nie chcieli się tym faktem zbytnio chwalić. Niektórzy historycy przypuszczają, że stało się tak z uwagi na okrucieństwo z jakim rozprawiano się z wrogiem. Zdecydowana większość średniowiecznych bitew polegała na tym, żeby powalonego wroga, żywego wziąć w niewolę, tak, by on sam, bądź jego rodzina dali okup. Wiadomo, że za żywego w dobrym stanie można było utargować więcej. Lata zniewag i animozji uwolniły falę nienawiści, którą spotęgował szał bitewny, w jaki popadły obie strony. Nikt tam nie kalkulował, czy kogo brać w niewolę. Wyżynano bez litości wszystkich jak leci. Po bitwie, rycerstwo polskie i litewskie skoczyło w pogoń za uciekającymi krzyżakami, dobijając każdego, który się nawinął. W operacji tej wziął udział także król Władysław. Dopiero późnym wieczorem, kiedy natrafił na grupę rycerzy zakonnych, desperacko broniących się wśród moczar, nakazał zaniechać rzezi. 
                                               Po bitwie

  Klęska Krzyżaków była całkowita. Straty wyniosły około 8000 zabitych. To stanowiło ponad połowę armii Zakonu. Wynika to z zawziętości walk, załamania się morale i panicznej ucieczki Krzyżaków w końcowej fazie bitwy. Straty objęły dowódcze kadry państwa zakonnego. Na 250 braci-rycerzy walczących pod Grunwaldem, śmierć poniosło 203. Może to wynikać z faktu, że doskonale opisani i zaznaczeni krzyżykiem dowódcy krzyżaccy byli atakowani ze zwiększoną zawziętością. Należy przy tym zauważyć, że większość znaczniejszych rycerzy nie będących członkami zakonu przeżyła pogrom i dostała się do niewoli. Świadczy to chyba o próbie wytępienia elity, krzyżackiej kadry zarządzającej.
   Poza tym w ręce sprzymierzonych wpadły liczne chorągwie, wszystkie działa oraz bogaty obóz Krzyżaków. Oprócz dużej liczby poległych, Zakon stracił także kilka tysięcy ludzi, którzy dostali się do polskiej lub litewskiej niewoli. Szacuje się, że razem z poległymi, szeregi armii Zakonu stopniały o 10−12 tysięcy ludzi, czyli o około 40 - 50% stanu wyjściowego.
  Wydaje się, że wielkie zwycięstwo zostało okupione bardzo małymi stratami polskiego rycerstwa. Długosz podaje, że pod Grunwaldem poległo tylko 12 znacznych polskich rycerzy, oraz oczywiście odpowiednio większa liczba mniej liczących się wojowników. W pościgu liczba strat zaczęła gwałtownie rosnąć, ale wówczas ginęli głównie Krzyżacy, a nie Polacy. Gdyby te dane podawała jedna kronika można byłoby nie wierzyć. W końcu kronikarze często potrafili mylić się zawyżając np. stan liczebny przeciwnika i zaniżając straty własne. Kilka źródeł jednak potwierdzają taki stan rzeczy. 
   Nie jest znana liczba poległych wojowników Witolda. Możemy przypuszczać, że straty były znaczne, niektóre dane mówią nawet o utracie połowy wojska. Trzeba pamiętać, że w pierwszej fazie bitwy przeważająca część armii Księstwa rzuciła się do panicznej ucieczki i mogła wtedy ponieść bardzo poważne straty. 

                              Typowo polska przypadłość...

  Co łączy Grunwald, Kircholm, Połonkę i Cudnów? A no, że wojska polskie odniosły tam spektakularne zwycięstwa, których nijak nie wykorzystano politycznie. 
  Po zwycięskiej bitwie 15 lipca 1410 roku Władysław Jagiełło planował ruszyć na Malbork. Mury obronne stolicy krzyżackiej były częściowo rozmontowane do przebudowy, brakowało załogi. Co na to rycerstwo? A no, że oni to teraz p... i nigdzie nie idą, bo trzeba łupy odwieść i odpocząć, napić się z sąsiadami itd. Był to doskonały moment, by spory z Krzyżakami raz na zawsze rozstrzygnąć na swoją korzyść, zdobywając Malbork a tu dupa... Trzeba było czekać kilkadziesiąt lat do 1466 roku, żeby dzieło ojca dokończył wojną trzynastoletnią królewski potomek Kazimierz Jagiellończyk. 
  Wielka wojna przyniosła upadek potęgi zakonu, lecz nie rozwiązała problemu. W prawdzie udało się zająć parę zamków i podejść pod Malbork, operacja była jednak zbyt rozciągnięta w czasie i prowadzona okrojonymi siłami, co uniemożliwiło zdobycie twierdzy. 
   Wojska unii szybko musiały opuścić tereny Prus, a cała wojna skończyła się pierwszym pokojem w Toruniu 1411 roku. Na jego mocy Królestwo Polskie odzyskało Ziemię Dobrzyńską, Litwa Żmudź reszta spraw pozostała niezmienna aż do wspomnianej wyżej wojny trzynastoletniej (1453 - 1466). 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz