sobota, 21 października 2017

Indiana Jones i poszukiwacze wypadłego dysku



    Wczoraj po raz kolejny obejrzałem powtórkę “Indiany Jonesa”. Tym razem była to “Ostatnia
Krucjata”. Jako wierny fan, wiadomo filmy o Indym znam
na pamięć. Dzięki temu mniej skupiałem się na fabule, bardziej 
na smaczkach, których to przecież w filmach o awanturniczym archeologu nie brakuje.
    Wiedziony ciekawością, sprawdziłem w necie, 
(a jakże) jakie są plany względem postaci. 
    No i oczywiście są, ale, czy jest prawdopodobieństwo, 
że wyjdzie z tego kolejny świetny Indiana Jones?
    Tu mam niestety spore wątpliwości...
    Po pierwsze wiek Harrisona Forda. Tak waśnie metryka odgrywa tu decydującą rolę. Bo czy fani filmów o Indym chcą śledzić jego złotą jesień? Nie przeszkadzali mi tak bardzo kosmici w “Królestwie Kryształowej Czaszki”, nie raziło omijające nieco fabularnie pozostałe części zakończenie i to, że antagoniści nie byli nazistami. To, co najbardziej raziło, to fakt, że głównym bohaterem był podstarzały amant, próbujący zachowywać się tak samo, jak trzydzieści lat wcześniej.
      I tu pojawia się ogromny problem twórców nowych części Idiany Jonesa (skąd wiadomo, że ma ich być więcej? Bo po co innego Disney wykupiłby prawa do postaci!). Przecież wszyscy fani serii wiedzą, że Indinom może być tylko jeden człowiek na ziemi! Cała reszta aktorów Henrego Jonesa jr. może co najwyżej po udawać. Ale cóż lata lecą, i nawet ten jeden jedyny niewiele przypomina wspomnianego archeologa. Podstarzałego Indiany widzowie już nie kupili w poprzedniej części. Postanowiłem przeanalizować, co też takiego może zrobić wytwórnia, żeby zarobić na Indiana Jonesie. Oto kilka pomysłów:



Zmiana aktora



   
  Nie od dziś krążą plotki o tym, że Indyego miałby zagrać ktoś inny. Padały nawet jakiś nazwiska. Ale czy to może się udać? Mam tu spore wątpliwości. By zagrać tę rolę nowy aktor musiałby wybraćjedną z dwóch ścieżek:

- Wiernie naśladować Forda;

- Zagrać tę postać po swojemu licząc na to, że widz zmiany 
w charakterze Indiany zaakceptuje.

    Pierwszy przypadek to tak naprawdę zbyt duże prawdopodobieństwo, że postaci zwyczajnie zabraknie charyzmy. Jak miało to miejsce serialu o młodym Idiana Jonesie.

   W drugim fani mogą zawieść się nowo wykreowaną postacią, bo nie będzie to już ten STARY DOBRY INDY.




Zmiana postaci wiodącej serii...



Każdy szanujący się fan Indiany Jonesa w tym momencie ciężko wzdycha i pobłażliwie puka 
w czoło.
    Nie no, weźcie... Że niby Shaia Lebow...? A potem co Bumblebee wyskakujący z piramidy Hejchopsa? Następny pomysł proszę!







To może serial animowany?



  Hm... Pomysł wart rozpatrzenia, ale raczej nie na duży ekran. Nie od dzisiaj wiadomo, że Disney na animacjach zna się jak nikt inny, mógłby powstać ciekawy obraz... Ale dla dzieci... Nawet nie chce mi si myśli specjalnie rozwijać. Po prostu rysunkowe filmy Disneye są zawsze najdalej od dwunastu lat i Jak tu pokazać szelmowski charakterek pana archeologa, przy wymogu zachowania pełnej poprawności politycznej?





      “Potrzebny jest każdy pomysł, nawet ten najbardziej absurdalny”

(Cytat z filmu “Armageddon”)



      Wyobrażam sobie, że szefowie wytwórni, która kupiła prawa do Indiany właśnie taki tekst rzucili do swoich pracowników zdając sobie sprawę z faktów, które zawarłem w tekście powyżej.
     No i co u można jeszcze wymyślić?
    Odmłodzić Indianę Jonesa przy pomocy CGI, jak Jonego Deppa W ostatniej odsłonie “Piratów z Karaibów”? Niby można próbować, ale prawdopodobnie efekt pozostawi wiele do życzenia, zważywszy, że osiemdziesięciolatek będzie poruszał się zupełnie inaczej niż czterdziestolatek. Widz zwyczajnie będzie widział, że coś jest nie tak.
     Wykreować postać Indiany w całości komputerowo z podłożonym głosem Forda pod awatarem? Może...
     Czy też wykonać swoisty reboot na zasadach wykorzystanych przez polskich twórców w obrazie “Stawka większa niż śmierć” Dla nie wtajemniczonych powiem tylko, że w filmie głównego bohatera grają dwaj aktorzy: Ten który Hansem Klossem był od zawsze (Stanisław Mikulski przyp. Red.) i ten który odgrywał młodego bohatera w retrospekcjach (Tomasz Kot przyp.red)
    Jak widać, twórcy przyszłych Indiana Jonesów mają nie lada orzech do zgryzienia. Prawdopodobnie to co zaserwują, będzie jedynie nędzną namiastką oryginalnej serii, bo nazwisko dr Jonesa i tak przyciągnie do kin rzesze ludzi. Chciałbym się mylić i obejrzeć kolejny fascynujący film o archeologu awanturniku, ale sami wiecie jak jest.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz