piątek, 26 maja 2017

Kroniki Wiecznego Królestwa - Anno Domini 1187

                        Część II



  Skołowany rycerz na czworaka wycofał się pod zbocze wydmy. Dopiero teraz, naprzeciw kobiety dostrzegł świetlistą postać 
z półprzeźroczystymi skrzydłami błękitnej barwy. Mężczyzna miał krótkie kręcone włosy. Nosił folgowy napierśnik 
z naramiennikami, założone 
na czerwoną tunikę. Na nogach miał Caligae – skurzane sandały. 
Jego uzbrojeniem były: prostokątna tarcza, pilum i krótki miecz – gladius. 

     - On ledwie żyje. Zabiłabyś go, nawet utaczając pół litra krwi – powiedział przybysz. – 
A obydwoje wiemy, że na twoje potrzeby to stanowczo zbyt mało…
   An’hariel podniósł pilum i cisnął nim w wampirzycę. Ta zwinnie odskoczyła. Broń wbiła 
się w piasek kilkadziesiąt metrów dalej.
       - Chcesz pozbawić mnie życia Rafaelu? – Parsknęła. – Wbrew umowie, którą zawarłeś 
z tym książęcym pętakiem – moim niedoszłym narzeczonym? Czyżby wasza wielka przyjaźń wygasła?
        - Nie mieszaj do tego Gabriela – mruknął Archanioł. – On o niczym nie wie.
        - Znienawidzi cię, jeżeli to zrobisz – powiedziała.
        - Ale będzie żył… Twoja śmierć, dla niego jest wybawieniem – stwierdził Rafał. – Póki żyjesz on będzie ciebie ochronić za wszelką cenę. A my obydwoje, wiemy, że to nie ma sensu…
        - Nie chcę nikogo krzywdzić – oznajmiła kobieta. – Wiedziona odruchami, próbuję jedynie przetrwać… Instynkt samozachowawczy jest jednym z podstawowych darów od twojego Ojca, 
dla wszystkich istot z tego świata.
   Nie wiedzieć skąd, kobieta wyciągnęła błyszczący rapier i przyjęła postawę do walki.
        - Tylko, że ty już do tego świata nie należysz – warknął Rafał. – Czas bym odesłał 
cię Nachereme tam gdzie twoje miejsce!
    Skoczył do przodu wymierzając kilka szybkich cięć. Kobieta zrobiła krok w tył, sparowała ataki 
i przeszła do kontry. Wyprowadziła pchnięcie. Archanioł bez większego trudu zbił je tarczą. Już chciał ponownie natrzeć, kiedy pomiędzy niego a kobietę uderzył piorun. Kiedy intensywny blask wyładowania elektrycznego zniknął, w jego miejscu stanęła druga świetlista 
istota o parze błyszczących skrzydeł.
     Był to mężczyzna o długich, kruczo czarnych włosach. Jego oczy błyszczały błękitem. 
Miał na sobie połyskujący napierśnik, pas, naramienniki i karwasze. Pod zbroją nosił granatowy żupan, hajdawery i buty z cholewami.
          - Co ty do cholery wyprawiasz Gabrielu? – westchnął Rafał. – Nie powinno cię tu być! Sprawę mam z Nachereme, nie z tobą.
       Archanioł wstał z piachu i ruszył w stronę wampirzycy, kiedy drugi an’hariel wyciągnął miecz 
i skierował jego głownię w stronę towarzysza.
           - Nie pozwolę ci jej skrzywdzić – parsknął.
      Rafael przyjął pozycję.
           - Oszalałeś! To nie jest normalne! Naprawdę jesteś gotów walczyć ze mną, żeby ją uratować?
      Wskazał na kobietę. Ta widząc, że chwilowo ma ochronę wolno zaczęła cofać się, przybierając dogodną pozycję do ucieczki.
       Z boku siedział lazaryta i przyglądał się zajściu. Sam nie był pewien, czy jest to jawa, 
czy może halucynacja, wywołana skrajnym wycieńczeniem.
           - Nie wiem – Gabriel spuścił wzrok w ziemią. – Ale, błagam cię bracie! Nie rób nic, 
by to sprawdzić…
           - Widzisz co się dzieje… Ile niewinnych istnień jeszcze przepadnie, przez twoją słabość 
do niej?
          - Dawno temu, przysiągłem jej wybawienie. A zawsze dotrzymuję słowa…
       Kobieta, upewniła się, że żaden an’hariel nie zwraca na nią uwagi. Skorzystała z zamieszania 
i zbiegła. Niczym duch rozpłynęła się bez śladu w ciemnościach.
       Rafał opuścił miecz.
          - Nic nie rozumiesz – westchnął spuszczając głowę. – Nie chodzi tu o nią, tylko o ciebie… Odwiedziłem Actirion Timer. Studnia czasu objawiła mi fragment przyszłości, dotyczący ciebie. Przybywając tutaj ściągnąłeś na siebie wielkie niebezpieczeństwo…
          - Daj spokój, nie pierwszy to raz… Zawsze jakoś się wykaraskiwałem…
          - Tym razem może ci się nie udać – Rafael spuścił wzrok w ziemię. – Wizja była bardzo niepokojąca…
          - Wizje przeważnie są niepokojące – parsknął Gabriel. – Na szczęście znając je, możemy zmienić przeznaczenie.
           - A myślisz, że co robię? – mruknął Rafał. – Właśnie po to tu przybyłem, żeby zmienić przeznaczenie! Nie byłbyś zagrożony, gdyby jej nie było...
           - Tak miało być i ty tego nie zmienisz – westchnął drugi Archanioł. – Kiedyś, dawno temu 
ona pomogła mi w zrozumieniu ludzi. To wtedy podjąłem decyzję, po której stronie stanąć… 
gdyby nie ona, Wieczne Królestwo mogło by nie być tym miejscem, które znamy… Za tę pomoc zapłaciła najwyższą cenę… Rafaelu, to przeze mnie straciła duszę… Rozumiesz? Jestem jej winien wsparcie i pomoc…
           - Których ona nie chce...
         Lazaryta siedział cicho pod krzakiem citisusa i przysłuchiwał się rozmowie. Nic nie rozumiał, gdyż an’hariel posługiwali się własnym, pradawnym językiem. Mimo to miał nadzieję, że zrozumieją ostrzeżenie.
           - Machometanie! – Zawołał. – Psy Saladyna jadą tutaj!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz