Odcinek 8
Znowu znalazł
się na wyspie, słońce mocno świeciło, rozgrzewając jasny piasek, morskie fale
szumiały spokojnie, burząc przeźroczystą wodę, z dżungli dochodziły odgłosy
zwierząt, wymieszane z cichym łoskotem gałęzi drzew, kołysanych wiatrem.
Damian
zastanawiał się, czemu ponownie tam trafił, nie wiedział, czy sam tego chciał,
czy też może Michelle ściągnęła go w niewiadomym celu. Ruszył wybrzeżem wzdłuż
niewysokiego urwiska rozglądając się na wszystkie strony w poszukiwaniu
kobiety. W końcu w oddali, na wydmach dostrzegł jakąś postać. Patrzył pod
słonce, widział doskonale sylwetkę, ale nie mógł stwierdzić kto to był.
Minęło trochę
czasu, nim udało mu się wdrapać na szczyt wzniesienia, na jego skraju
spostrzegł dziewczynę, ubraną w zwiewną, letnią sukienkę. Wiatr rozwiewał jej
włosy i skąpe ubranie tak, że materiał opinał skrytą pod nim sylwetkę. Stała do
niego plecami, nie mogła go widzieć. On zorientował się, że nie jest to
Michelle. Podbiegł do dziewczyny i chwycił za ramię, odwróciła się, spojrzała
na niego.
- Ewa? – Powiedział zaskoczony.
- Damian? – Zdziwiła się kobieta – co to za miejsce?
- A jak ci się
wydaje?
- Chwileczkę, to
przecież nie możliwe, ty nie jesteś realny – oznajmiła – to nie dzieje się
naprawdę.
- Tak, to co tu
widzisz jest tylko snem.
- A ty?
- Ja jestem
prawdziwy – stwierdził.
Objął Ewę w
pasie i przyciągnął do siebie. Jednak kobieta wyrwała się z jego ramion.
- Nie –
powiedziała sama do siebie, kręcąc przecząco głową – to wszystko przez to, że
ostatnio dużo o tobie myślałam, a to miejsce? O nim ty mi właśnie
opowiedziałeś.
- Daj spokój –
szepnął Damian – jesteśmy tu, bo chcemy być razem, to jest właśnie „znak”,
jakiego szukałem.
- Nie to
niemożliwe, takie rzeczy mi się nie przytrafiają – powiedziała ponuro – to co
widzę jest jedynie projekcją mojego umysłu, marzeniem, które nigdy się nie
spełni…
- Niektóre
marzenia się spełniają – powiedział ujmując jej dłonie – zrozumiesz to, jeżeli
nauczysz się akceptować i rozpoznawać znaki, które dostajemy każdego dnia. Ja w
końcu to pojąłem.
Mężczyzna ocknął
się w środku nocy, leżał na łóżku, w swoim mieszkaniu. Przez uchylony lufcik
wpadało chłodne powietrze oraz jaskrawo pomarańczowe światło latarni. Damian
zerwał się na równe nogi.
- Już
wystarczająco głupot narobiłem w ostatnim czasie – powiedział sam do siebie –
pora w końcu zrobić coś mądrego.
W krakowskim
studiu telewizyjnym trwały właśnie zdjęcia do nowego programu telewizyjnego Ewy
Drazgi – Siarczyńskiej, pod tytułem: „Tacy Jesteśmy”. Audycja w założeniach
utrzymana miała być w konwencji talk show, w którym, prócz zaproszonych gości,
udział w dyskusji bierze również publiczność.
W centralnym
punkcie studia mieścił się niewysoki podest, na którym znajdowały się fotele
dla gości programu, nieco dalej, za bandą usytuowane były miejsca dla
publiczności. Ewa z mikrofonem przechodziła z jednej strony widowni na drugą.
Pięć kamer, rozstawionych w różnych punktach budynku skwapliwie rejestrowało,
wszystko to, co dzieje się w studiu. Nad całością czuwał reżyser, siedzący w
małej salce operacyjnej z wielką szybą, mieszczącej się na piętrze.
Światła dużych
reflektorów, umieszczonych pod sufitem, oraz przy kamerach oświetlały wnętrze i
scenografię. Na krzesełkach siedzieli już widzowie, na scenie goście. Tego dnia
w fotelach zasiadła para, młoda, elegancka kobieta i fircykowaty chłopak.
Ewa krążyła po
studiu z mikrofonem, zadając rozmaite pytania.
- Jak na to
zareagowałeś? – Zapytała mężczyznę, siedzącego na krześle, ustawionym w
centralnym punkcie studia.
- No jak – widać
było, że rozmówca był spięty – w końcu z nią porozmawiałem.
- Powiedz
Karolinko – dziennikarka zwróciła się do kobiety, siedzącej obok – nie miałaś
ochoty dać sobie z nim spokój? W końcu w naszym społeczeństwie utarło się, że
to on, powinien zabiegać o twoje względy.
- W ten sposób
nigdy byśmy nie nawiązali znajomości – stwierdziła dziewczyna – wiedziałam, że
mu się podobam, bo patrzył na mnie ta jakoś dziwnie, ale Miron jest bardzo
nieśmiały.
- Ja to bym
sobie takim głowy nie zawracała – stwierdziła jakaś starsza kobieta na widowni
– w końcu chłop musi się zachowywać po męsku, nie jak mimoza.
Mężczyzna
siedzący za kobietą wyrwał jej mikrofon.
- Ja się z panią
absolutnie nie zgadzam – stwierdził – w dzisiejszym społeczeństwie zatarły się
normy obyczajowe, z czasów pani młodości – popatrzył na panią, której zabrał
mikrofon – średniowiecze już dawno minęło. Obecnie to wcale nie mężczyzna musi
podrywać kobietę, sytuacja odwrotna jest powszechnie akceptowana przez
pokolenie dzisiejszych dwudziesto – trzydziestolatków.
- Niech mi tam
pan nie opowiada takich głupot – kobieta odebrała mikrofon mężczyźnie –
dziewczyny, które latają za chłopakami to są jakieś ladacznice.
Ewa podeszła do
bandy, oddzielającej widownię od sceny, wpatrzyła w pierwszym rzędzie młodą
dziewczynę.
- Powiedz, co ty
o tym myślisz – wystawiła mikrofon w jej stronę – czy podrywałaś kiedyś
jakiegoś chłopaka?
Dziewczyna
wyszczerzyła zęby w wymuszonym, sztucznym, nienaturalnym uśmiechu, głupawo
gapiła się w kamerę. Wglądała tak, jakby miała ochotę wcisnąć się pod krzesło.
- No – wydukała
– nie wiem, raz… ale… to było tak, on też na mnie leciał, no i…
Ewa zabrała
mikrofon, odwróciła się w stronę kamery i powiedziała.
- Za chwilę
dalszy ciąg programu, a teraz chwila przerwy.
- I cięcie –
powiedział reżyser – byłaś świetna Ewo, trzymaj tak dalej.
Wyłączył
mikrofon w reżyserce, popatrzył na publiczność.
- Uf, ale kicha
– westchnął kręcąc głową – jeżeli dalej będzie szło tak samo, to chyba widzowie
znowu wybiorą „Modę na sukces”.
Dziennikarka
rzuciła mikrofon na podłogę i sprężystym krokiem ruszyła w stronę swojej
garderoby. Weszła do niewielkiego pokoiku, z dużym, oświetlonym lustrem i
szafą. W środku czekała już charakteryzatorka i redaktor naczelna „Rity”. Ewa
miała nietęgą minę, trzasnęła z frustracją drzwiami.
- Wypadłaś
całkiem nieźle – powiedziała Ilona – masz trochę drętwych gości, ale poradzisz
sobie.
Dziennikarka
klapnęła na swoje krzesło, stojące przy lustrze, charakteryzatorka, położyła
ręcznik, ochraniający ubranie i zaczęła poprawiać makijaż.
- Nie musisz
mnie pocieszać – westchnęła. – Jak na razie jest do bani, to wszystko, wynika
stąd, że stacja uparła się, zatrudnić swoich „ludzi”, szukających gości do
programu. Też mi „specjaliści”, nie zauważyliby Królowej Elżbiety, nawet jakby
wlazła im na odcisk.
- Poradzisz
sobie – Ilona wciąż pocieszała przyjaciółkę – pomysł na program jest świetny,
trochę tylko trzeba będzie nad nim popracować.
- Daj spokój – powiedziała
ostro Ewa – było do kitu prawda? – Popatrzyła na charakteryzatorkę.
- Szczerze? – Spytała
kobieta – to było fatalnie, ale to nie pani wina, tylko tych zaproszonych osób…
- Po co w ogóle
zgodziłam się na prowadzenie tego programu – pokręciła głową.
- Bo chciałaś
uciec z Warszawy, przed tym jak mu tam – parsknęła Ilona podpalając papierosa –
„śpiącym królewiczem”. Po za tym uznałaś, że w stolicy nie znajdziesz żadnego
interesującego mężczyzny…
- Nigdy tak nie
powiedziałam – oburzyła się Ewa.
- Ale tak
właśnie myślisz – stwierdziła redaktor Frykowska, zaciągając się tytoniowym
dymem – znamy się w końcu nie od dzisiaj.
- To bez sensu –
westchnęła prowadząca – ten program to tragedia, nic chyba go nie może
uratować.
- Do końca
realizacji pilotowego odcinka jeszcze trochę brakuje – stwierdziła Ilona –
dokończ go, a może coś w końcu zaskoczy.
Rozległo się
pukanie jakiś chłopak w beysbolówce wsadził głowę za drzwi.
- Jest pani
proszona na plan – powiedziała i uciekł.
Ewa ściągnęła
ręcznik, odłożyła go na półkę, wstała z krzesła i wyszła z garderoby. Na planie
już wszystko było gotowe, ekipa czekała tylko na prowadzącą. Dziennikarka
podniosła mikrofon, odwróciła się przodem do kamery i uśmiechnęła.
- Uwaga –
rozległ się głos z „reżyserki” – akcja!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz