Leżeli na
kocyku, rozłożonym tuż przy brzegu urwiska, w dole błękitne, spienione morskie
fale rozbijały się o stromy klif. Słońce przygrzewało mocno, szumiał łagodny
wiatr. Nieopodal widać było niewielki zagajnik, stanowiący część starego lasu.
Ewa leżała na plecach, ubrana była w zielony, dwuczęściowy kostium kąpielowy.
Obok Damian, przez cały czas obserwował swoja partnerkę. Wyglądała ślicznie,
uroczo, z włosami niedbale związanymi w kucyk, i jasnymi kosmykami, rozwianymi
wiatrem. Mężczyzna był tak zauroczony, że nie był w stanie oderwać od niej
wzroku.
Damian objął
Ewę, przesuwał delikatnie palcami po jej skórze. Kobieta wyprężyła się,
rozkosznie mruknęła. Obydwoje poddawali się kojącej atmosferze spokoju,
panującej przy nadbrzeżu.
Mężczyzna
odgarnął kosmyk włosów z twarzy kobiety i pocałował ją namiętnie.
- Wiesz –
szepnął – nie mogę się nadziwić, temu, że jesteśmy razem. To, że poznałem
ciebie, jest najpiękniejszą rzeczą, jaka mi się kiedykolwiek przytrafiła.
- Ale przyjemnie
– przeciągnęła się leniwie – to miejsce jest jak raj, zupełnie jak ta twoja
wyspa.
- Właśnie
dlatego je wybrałem – uśmiechnął się tajemniczo.
- Tak właśnie
ona wyglądała? – Spytała.
- Nie żartuj –
roześmiał się – przecież ją widziałaś…
Ewa popatrzyła
nieco zaskoczona na Damiana.
- Widziałam?
- We śnie,
pamiętasz? Spotkaliśmy się na niej.
- To nie
możliwe…
- Tak wiem,
tobie takie rzeczy się nie przytrafiają.
Spojrzała na
niego zaintrygowana, nieco zaskoczona, to właśnie powiedziała Damianowi, kiedy
spotkali się we śnie.
- Coś wówczas mi
powiedziałeś – rzekła – dopiero, gdy to mi powiesz, uwierzę, że rzeczywiście
spotkaliśmy się na twojej rajskiej wyspie.
- Niektóre
marzenia się spełniają – powiedział ujmując jej dłonie – zrozumiesz to, jeżeli
nauczysz się akceptować i rozpoznawać znaki, które dostajemy każdego dnia –
pocałował ją – pamiętam każde słowo tamtej rozmowy, ten sen uświadomił mi, że
właśnie ciebie szukałem całe życie.
Kobieta wskoczyła
na Damiana, usiadła okrakiem na jego brzuchu.
- Wariat,
marzyciel, fantasta – uśmiechnęła się – mój własny, jedyny i niepowtarzalny
mężczyzna. O tobie marzyłam, ciebie zawsze chciałam teraz też to rozumiem.
Popatrzyła mu w
oczy z żarem, pożądaniem i miłością.
Nieopodal wśród
zarośli zagajnika ukrywał się fotograf, był to ten sam mężczyzna, który
sfotografował Ewę i Damiana przy wejściu do budynku, w którym mieszkała
kobieta. Fotograf pstrykał zdjęcia, nie krył się nawet zbytnio.
- Znowu ten typ
– rzekł Damian.
- Kto?
- Przedstawiciel
„kółka fotograficznego”.
Ewa dyskretnie
się rozejrzała.
- Chcesz to
możemy stąd pójść.
- Nie, nie chcę
– rzekł mężczyzna – będąc z tobą pewne rzeczy trzeba nauczyć się akceptować.
Dobrze mi tutaj, właściwie to, mam ochotę na – mrugnął porozumiewawczo – mały
„numerek”.
- Świntuch –
kobieta szturchnęła mężczyznę – nie będziesz się wstydzić.
- Czego? –
Uśmiechnął się – że obiekt westchnień tysięcy mężczyzn jest mój i szaleje za
mną na tyle by kochać się ze mną na łonie przyrody pomimo tego, że obserwuje
nas fotoreporter?
Ewa obejrzała
się za siebie, popatrzyła na fotografa czającego się w zaroślach.
- Właściwie –
rzekła – to jest całkiem podniecające…
Kobieta
popatrzyła na swojego partnera zagryzła lekko wargę.
- Zróbmy to –
wyszeptała z szelmowskim uśmieszkiem – zabawmy się.
Dłonie Damiana
zaczęły wodzić po udach Ewy, przesuwały się do góry, ku biodrom, następnie po
plecach do ramion. Mężczyzna zsunął ramiączko stanika. Kobieta nachyliła się,
pocałowała go. On delikatnie głaskał jej brzuszek, wolno podążając w stronę
pośladków, ona wodziła palcami po jego torsie.
- A, tu się
schował nasz wielbiciel przyrody – powiedział Zbyszek.
Fotograf
odwrócił się, pstrykając zdjęcia nie spostrzegł kobiety i dwóch mężczyzn,
skradających się od lasu.
Piotrek wyrwał
nieznajomemu aparat.
- Pokaż no –
powiedział i zaczął fotografować wszystko na lewo i prawo.
- Proszę to
zostawić – warknął fotograf – wiesz pan ile taki sprzęt kosztuje?
- Pewnie drogi –
lekarz otworzył tylną klapkę – ups – parsknął – chyba niechcący prześwietliłem
kliszę.
- Ty gnojku –
zawołał fotograf i zabrał aparat, sprawdził film – kurwa – warknął wściekle –
wiesz pan ile te zdjęcia były warte?
- A co ty tu
kolego w ogóle robisz – spytał Zbyszek.
- Jak to co –
Beata wyjrzała w stronę urwiska – szpieguje, nie pozwala naszym przyjaciołom
nacieszyć się sobą.
Zbyszek pchnął
fotografa tak, że ten przewrócił się i sturlał po liściach w dół porośniętej
drzewami wydmy.
- Oj nie ładnie
– powiedział grafik, podbiegł do mężczyzny i chwycił go za poły kurtki – nie
lubię takich typków jak ty – powiedział chłodno.
- To napaść –
wydukał fotograf – to naruszenie nietykalności osobistej!
Dziewczyna
przyjrzała się uważniej co dzieje się na kocyku przy skraju urwiska.
- O cholera –
parsknęła, przekrzywiła głowę na bok – ze Zbyszkiem też tego muszę spróbować...
- Co jest? – Z
zainteresowaniem wyjrzał Piotrek – o, widzę, że Ewa z Damianem nieźle szaleją.
Mężczyzna
przycupnął za drzewem i bacznie obserwował to co działo się przy urwisku.
- Przestań się
gapić – Beata chwyciła za ramię lekarza i odciągnęła od skraju zagajnika – nie
będziemy im przeszkadzać.
Obydwoje zeszli
ze skarpy i podeszli do Zbyszka szarpiącego fotografa. Grafik przyparł
mężczyznę do drzewa.
- Co z nim
zrobimy? - Spytał Piotrek.
- Tylko nie bij
go misiu – Beata podeszła do Zbyszka i pocałowała go w policzek – nie jest tego
wart.
- Wiem co możemy
zrobić – uśmiechnął się wrednie lekarz – to samo co Patrykowi Paczkowskiemu.
- O, to mi się
podoba – parsknął grafik.
- A co mu
zrobiliście? – Zapytała podejrzliwie kobieta.
Zbyszek z
Piotrkiem popatrzyli się na siebie z szelmowskimi uśmieszkami.
Było wczesne
popołudnie na bazarze we Władysławowie jak zwykle w sezonie o tej porze dnia
masa turystów zwiedzała stragany z pamiątkami, tu i ówdzie w barowych ogródka
siedzieli klienci rozkoszując się napojami, oraz posiłkiem.
Nagle przy
chodniku zatrzymał się z piskiem opon samochód, otworzyły się drzwi, wysiadło
dwóch mężczyzn. Po chwili wyciągnęli oni z pojazdu nagiego faceta. Zamieszanie
zwróciło uwagę niemal wszystkich, którzy krążyli wokół centrum miasta.
- Nie błagam –
wrzeszczał nagus – tak nie można!
Zbyszek z
Piotrkiem wywlekli go na środek chodnika, oddali aparat, po czym uciekli z
powrotem do samochodu.
Z fotela
kierowcy całemu zajściu przyglądała się Beata.
- Teraz
przekonasz się na własnej skórze baranie – zawołała – co to znaczy znaleźć się
w centrum uwagi!
Kiedy jej
towarzysze zajęli już swoje miejsca samochód odjechał z piskiem, pozostawiając
nagusieńkiego fotografa. Mężczyzna podniósł się z ziemi, próbował zasłonić
aparatem członka, jednak nie wychodziło mu to najlepiej.
Wokół
zgromadziła się pokaźna grupka rozbawionych gapiów. Fotograf ścisnął „ptaka” w
garści i uciekł w stronę znajdującego się nieopodal lasku.
- Tylko uważaj
na kleszcze – wrzasnął jakiś mężczyzna z tłumu – mogą ci nawłazić gdzieś pod
ten aparat i dopiero będzie bieda!
- „Chałupy” są w
przeciwnym kierunku – zawołała jedna z dziewczyn – pomyliłeś koleś
miejscowości!
Fotograf wpadł w
zarośla i zniknął wśród drzew. Czekały go ciężkie chwile, biorąc pod uwagę
fakt, że jego rzeczy: ubrania, samochód wylądowały w Gdańsku.
Koniec.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz