Odcinek IV
- Po roku od tego wydarzenia Fulko de Cardigean założył
w Lionie zgromadzenie
pod wezwaniem Świętego Michała Archanioła Pogromcy Demonów – powiedział brodaty mężczyzna w golfie, eleganckich jasnych spodniach i pantoflach od Rossiego. – Które dziesięć lat później przekształcił w nasz zakon, którego został Wielkim Mistrzem…
Wysoki blondyn z niebieskimi oczami nazywał się Paolo Totti. Pełnił w zakonie funkcję archiwisty. Wraz z piętnastoma młodymi ludźmi obojga płci siedział w wypełnionej starodrukami bibliotece. Dokładnie znajdowali się w ostatniej sali, gdzie mieściło się archiwum. Proste, dębowe pułki,
białe ściany i jarzeniówki mocno kontrastowały z resztą pomieszczeń biblioteki, urządzonych w stylu neoklasycznym. Młodzież nosiła jasnobeżowe habity – symbol nowicjatu.
Do archiwum wśliznął się cicho gość. Na oko trzydziestoletni mężczyzna o długich blond włosach. Ubrany był w jasny płaszcz flauszowy, beżowy garnitur i koszulę od Armaniego. Ze zgromadzonych jedynie Paolo dostrzegł go kątem oka.
- Chwila, chwila – odezwał się szesnastoletni chłopak z ogoloną na jeża głową. – Skoro de Cardigeana nawiedzili Rafał z Gabrielem – dociekał – to dlaczego zakon wziął imię od Michała?
- Myślę, że może nieco światła na sprawę rzuci nasz gość – rzekł Totti. – Poznajcie proszę specjalistę od dziejów an’hariel. Pana…
- Michaela – powiedział stojący w kącie przybysz. – Jestem Michael Ar’Angelos… z Cypru…
- Czy mógłbyś odpowiedzieć naszym nowicjuszom na to pytanie?
- Taka była wola boska – stwierdził Ar’Angelos. – Gabriel z Rafałem przynieśli posłanie od Boga, który kazał nazwać zakon imieniem najwyższego spośród aniołów…
- Naprawdę? – Parsknął archiwista.
- W dużym skrócie – stwierdził Michael.
- No, czas skończyć dzisiejszy wykład – oznajmił Totti patrząc na zegarek. – Do zobaczenia
w przyszły piątek. Zajmiemy się okresem pierwszych polowań i kształtowaniem arsenału rycerskiego…
Nowicjusze dość szybko zebrali się i zaczęli wychodzić. Koniec zajęć stanowił zwykle upragniony sygnał, że nastawała wolność.
Ar’Angelos i Totti pozostali sami. Archiwista sprawdził jeszcze, czy przypadkiem pod drzwiami nie został jakiś student, potem zamknął je.
- Więc, Gabriel z Rafałem uznali Michała za najwyższego spośród Archaniołów – stwierdził
z powątpiewaniem Paolo.
- Tak powiedziałem…
- Akurat… Nie zapominaj, że poznałem ich osobiście i to co twierdzisz niezbyt mi tutaj pasuje…
Ar’Angelos podszedł do jednej z półek. Było tam kilka starych, oprawionych w cielęcą skórę kronik, pisanych na pergaminie. Wziął jeden ze starodruków, przekartkował.
- Taka jest oficjalna wersja – powiedział. Odłożył księgę na miejsce. – minęło wiele setek lat, w których zdarzenie to obrosło legendą i nie warto go zmieniać. Nawet, jeżeli ciut mija się z faktami.
- Acha, więc przyznajesz, że wyglądało to inaczej – powiedział z triumfem Paolo.
- Daj spokój. Powiedziałem ci, że jest to temat którego lepiej nie ruszać. Dla braci zakonnych stanowi najważniejszy symbol spójności ideowej. Nie pierwszy raz historię kształtuje zdarzenie, które miało miejsce, lecz w skutek naturalnej zdolności człowieka do koloryzowania zmienia się
i przybiera formę legendy. Takie właśnie mity budują tożsamość. Pomagają wzmacniać więzy, łączące narody. Lansowanie trywialnej często prawdy nie dało by tak piorunującego efektu.
Dla dobra tego zgromadzenia zakonnego, wersja jego genezy, którą opowiedziałem nie powinna być zmieniana.
Paolo podszedł do Ar’Angelosa. Rozejrzał się jeszcze, czy aby nikt go nie podsłuchuje.
- Daj spokój, znasz mnie przecież… Nie jestem typową zakonną zakutą pałą – szepnął. – Wpierw byłem poszukiwaczem, odkrywcą tajemnic, wybawcą jednego z an’hariel… Po za tym, sądzisz,
że nie będę snuł dywagacji i domysłów? Wiele z nich może być bardziej pokręconych,
a przez to szkodliwych niż prawda…
- No dobra – westchnął Michael. – Niech będzie. Tylko to, co usłyszysz, przynajmniej
na razie ma pozostać tajemnicą. Kiedyś raz Gabrielowi zebrało się na zwierzenia przed jednym gościem z pustyni... Przyniosło to wieki wojen religijnych… Więc rozumiesz, że mam obiekcje, przed objawianiem pełnej prawdy.
- Kiedyś już słyszałem ten argument – stwierdził Paolo. – Od Gabriela…
Archiwista rozsiadł się na krześle, złożył ręce na piersi i powiedział:
- No to opowiadaj!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz