czwartek, 22 czerwca 2017

Kroniki Wiecznego Królestwa - Pan Podziemia



Część IV


       Późnym wieczorem an’hariel rozpoczęli realizację swojego planu. Podczas, gdy Michał z Temielem szykowali główne siły 
do frontalnego ataku, na wschodzie akcje zaczepne prowadził Rafał z Lucyferem.
         Z zamieszania skorzystał Gabriel 
i jego zastęp. Cherubini używali, przypominających skutery maszyn. 
Zamiast kół urządzenia te miały pneumatyczne elektromagnesy, umożliwiające lot 
nad powierzchnią ziemi. Do sterowania służyła prosta kierownica. Przymocowanej do niej, trapezoidalnej ramy z uchwytem na górze, używano podczas walki. Sprawdzała się kiedy jedną rękę zajmowała broń biała. System 
ten miał ułatwić jeźdźcom prowadzenie działań wojennych na sposób kawaleryjski. Potocznie maszyny cherubinów nazywano „skoczkami”. Określenie to przeszło na wszystkie pojazdy, poruszające się na poduszce elektromagnetycznej.
        Stołeczny zastęp Gabriela odjechał 
na zachód. Kiedyś rozciągała się tam trawiasta równina, przecięta pełną roślinności doliną 
i korytem wielkiej rzeki Chiddekel. Obecnie obniżenie przy rzecznym korycie zamieniło 
się w szare, bezdrzewne grzęzawisko, pozbawione jakichkolwiek śladów życia. Cherubini pokonali bród 
i skrzętnie omijając posterunki wroga pognali na południe w kierunku odwodu wojsk Baal Zebula. Dla Gabriela nie było to nic nowego. Jako młody rycerz cherubinatu trafił 
do Tartaru. Służąc w strzegącej pogranicza z Pandemoną stanicy Thill All Nava, szkolił 
się w sztuce prowadzenia działań podjazdowych. Pod okiem ówczesnego komendanta – Lucyfera został najlepszym zwiadowcom wśród an’hariel. W Tartarze młody cherubin zanotował pasmo sukcesów w walce z przygranicznymi hordami. Podczas kolejnej wojny 
z podległymi Samaelowi Nefilimami Gabriel doskonalił umiejętności zwiadowcze, aż stał 
się najlepszym w działaniach partyzanckich oficerem armii niebieskiej.

         Zastęp stołeczny ominął wystawione na lewej flance wojsk Chaosu rogatki asagów. Następnie cherubini pokonali wpław rzekę. I maskując się błotem z doliny dotarli w okolice równiny, 
na której potężny ziggurat emitował silną wiązkę fioletowej energii, która rozdzierała niebo.
        Co jakiś czas złowroga moc w silnym rozbłysku sprowadzała na ziemię grupę pokracznych kreatur z Nahtra Mon Soula. Stwory te następnie przejmowały Hargiony 
i ustawiały w kompanie kilometr dalej.
       Cherubin wziął ze sobą wachmistrzów oraz przydzielonego do misji oficera naukowego. Jehoel 
i Hariel byli typowymi cherubinami z szerokimi plecami, kwadratową szczęką i krótkimi, kręconymi włosami. Należący do potęg porucznik Kalel był szatynem o długich włosach. Miał delikatne, 
mocno androgeniczne rysy twarzy.
      An’hariel omijając straże asagów podczołgali się pod samą budowlę. Na jej kolejnych tarasach widać było oślizłe cielska palących wzrokiem hargionów.
      - Niech to – mruknął Hariel. – Podejść od dołu jest rzeczą prawie niemożliwą… Każde piętro obstawione przez te pokraki i jeszcze asagi patrolujący podnóże zigguratu.
      - Nie będziemy przecież urządzać frontalnego ataku – mruknął Gabriel. – Ale jakby upozorować natarcie dużego oddziału… na przykład chóru… A małą grupą ominąć straże… 
Podkraść się na szczyt i wyłączyć po cichu to coś na górze...
      - A potem zginąć z honorem – stwierdził Jehoel. – Bo nie ma szans, byśmy wyszli 
z tego żywo…
      - Nie z takich opresji wyciągałem już moich żołnierzy – wzruszył ramionami Gabriel. – Walcząc na dzikich polach Tartaru zyskałem swój przydomek. Wiesz rycerzu jak mnie nazywali?
      - N’ehther Ghant, (krwawy lis) – powiedział jeden z podoficerów. – Słyszeliśmy wiele opowieści o tobie. Twe imię sławne jest pośród żołnierzy. 
      - Zaufajcie mi i wykonajcie rozkazy – rzekł Gabriel. – A wyjdziemy z tego żywi…
    Chodź plan obmyślony przez dowódcę zastępu stołecznego był dość prosty, to zadziałał 
w stu procentach. Podzieleni na trzy stuosobowe drużyny Cherubini, jeździli po obrębie obozu wroga, niszcząc rogatki. Atakowali też małe oddziały i wybijali ze szczętem. A kiedy 
w sukurs wartownikom szły większe nieprzyjacielskie grupy, cofali się udając że wzywają posiłki w postaci całego chóru. W swoich działaniach byli na tyle przekonujący że nieobyte na polu walki asagi i hargiony zaczęły składać niepokojące meldunki o dużym zgrupowaniu wojsk Edenu, gotującym 
się do natarcia na Czarną Bramę od południa. W tym samym czasie, kiedy oczy wroga skierowane były na południe, Gabriel z dziesięcioosobowym oddziałem ruszył ku szczytowi zigguratu 
od północnego wschodu. Pochylone ściany trapezowatych tarasów nie stawiały żadnego oporu, potrafiącym lewitować an’hariel.
      Tymczasem daleko na północy, do kontrnatarcia szykowano poszczególne chóry. 
W centralnej części pola bitwy znalazły się siły archaniołów ziemskich: Temiela, Remiela, Suriel, Rafała, Raguela i Michała. Lewe skrzydło zajęli żołnierze legionu pod dowództwem Adiraela, Basasaela, Sartaela 
i Rumjala. Prawą flankę zabezpieczali ze swoimi kohortami: Achonim, Rimmon, Olivier 
i Asradel.
      Zadania specjalne otrzymali cherubini pod władzą Lucyfera i aniołowie Mefista. Ci odjechali na tyły pozorując objęcie odwodu, po czym rozjechali się. Pierwszy na południowy zachód, drugi na wschód. Doświadczeni w podjazdach podczas służby na dzikich polach Tartaru dowódcy, potrafili niepostrzeżenie dla przeciwnika przemieścić swoje siły tak, by zająć najlepszą pozycję do ostatecznej szarży.
      Podczas, gdy odwód Baala ścigał po błotnych moczarach domniemaną dywizję an’hariel, cherubini Gabriela wtargnęli na szczyt zigguratu. Tu hargiony posiadały czterokrotną przewagą. Widok przeciwnika kompletnie ich jednak zaskoczył. Dowódca zastępu stołecznego zdążył wypowiedzieć modlitwę, chroniącą przed palącym spojrzeniem bestii. 
O zwycięstwie miała zdecydować broń biała. Gabriel dobył hatamaka. Zakrzywione ostrze 
w jego ręku śmignęło. Dwóch hargionów padło po precyzyjnych cięciach. Następni już gnali 
z dzikim rykiem wymachując swymi tasakami. Gabriel uniknął ciosu od pierwszego napastnika obrócił się i młynkiem ściął głowę drugiemu. Zablokował uderzenie trzeciego, 
po czym pchnął ostrzem w serce tego pierwszego. Uchylił się przed desperackim uderzeniem ostatniego z hargionów, po czym dobił cięciem na odlew.
     Pozostali Cherubini również sprawnie wybijali wrogów, po paru minutach zniknęła cała ochrona szczytu.
     - No mówiłem, że to bułka z masłem – powiedział Gabriel.
     Jego radość nie trwała długo. Po świetlnym słupie spłynął impuls energii. W miejscu, gdzie wygasł pojawiło się kilkudziesięciu asagów.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz