wtorek, 26 maja 2015

Dziewczyna Marzeń - Rajska plaża

Odcinek 3

 Mężczyzna gruchnął na plecy, kobieta upadła prosto na niego. Przez chwilę leżeli zwróceni do siebie twarzami, czując wzajemną bliskość. Było tak cicho, że słyszeli przyspieszone bicie serc. Dziewczyna w końcu zerwała się z ziemi, Damian potłukł się nieco, rozcierając obolałe plecy, wolno, niezdarnie stanął na nogi.
- Co narobiłeś? – Zawołała wściekła – i co my teraz zrobimy?
Popatrzyła w górę, spostrzegła niezbyt wyraźny kontur krawędzi. Próbowała wdrapać się po ścianie, lecz nie dała rady.
- No to po nas – jej błyszczące, ciemne oczy z wściekłością wpatrywały się w mężczyznę – trzeba było siedzieć na plaży, tam może by ktoś nas odnalazł, a tutaj?
Damian podniósł się z ziemi, otrzepał piach z ubrania 
i jeszcze raz uważnie rozejrzał.
- Uspokój się – powiedział – wiem jak stąd wyjść.
- Wiesz? To czemu nie wylazłeś wcześniej tylko siedzisz tu jak matoł?
- Bo, żeby się wydostać z tej dziury, potrzebne są dwie osoby – uśmiechnął się tajemniczo.
- Co ty knujesz?
Po chwili dowiedziała się co jej towarzysz miał na myśli, stała wspierając dłonie o kolana, a Damian gramolił się na górę po jej plecach.
- Dlaczego nie jest odwrotnie – powiedziała – czemu to ty wspinasz się po mnie, a nie ja po tobie?
- Dlatego – wysapał – że ja dam radę ciebie wyciągnąć stąd, a ty byś mnie nie udźwignęła.
Damian chwycił się krawędzi wykopu i wygramolił z pułapki, następnie uklęknął przy dziurze i podał rękę kobiecie. Po chwili obydwoje byli już na zewnątrz.
- Nie wiem gdzie jest plaża – stwierdziła dziewczyna – chyba będzie trzeba przenocować tutaj.
- Spokojnie, trafię do morza – powiedział mężczyzna zbierając wyrzucone z wykopu butelki z rumem – wystarczy kierować się na szum fal.
Ruszyli przed siebie, zbierając po drodze chrust i owoce z napotkanych palm kokosowych, po pół godzinie dotarli na plażę. Morze szumiało łagodnie, kołysane delikatnym wiatrem. Na bezchmurnym niebie górowała okrągła srebrzysta tarcza księżyca, jego odbicie w wodzie było nierówne i postrzępione, drgało łagodnie, poruszane falami. Było cicho i spokojnie. Ustawili palenisko z suchych gałązek, na wierzchu ułożyli wysuszone liście znalezione w lesie. Damian znalazł jakieś kamienie, uklęknął nad paleniskiem 
i próbował rozniecić ogień w sposób, jaki poznał 
w harcerstwie. Dziewczyna usiadła  obok i z ironią przyglądała się wysiłkom swojego towarzysza. Mężczyzna krzesał iskry, a raczej usiłował krzesać, uderzając kamieniami o siebie. Trwało to z pół godziny, efektu nie było żadnego.
- Długo tak jeszcze będziesz się bawić – zapytała – tu robi się zimno.
Mężczyzna zniecierpliwiony rzucił kamienie i zerwał się z piachu.
- Chcesz to sama spróbuj – warknął wściekły – jeżeli umiesz lepiej, to proszę bardzo.
Dziewczyna podniosła się i podeszła do paleniska. W ręku trzymała jakiś połyskujący przedmiot. Uśmiechała się tajemniczo.
- Popatrz jakie to proste – powiedziała z wyższością.
Zgrzytnął kamień i w owym tajemniczym przedmiocie pojawił się płomyk. Kobieta podpaliła suche liście, ogień zaczął wolno roznosić się po wysuszonych gałęziach.
- Zapalniczka – parsknął Damian – skąd ją masz?
- Znalazłam – przekrzywiła głowę i uśmiechnęła się – leżała w wykopie.
- Miałaś ją przez cały czas – mruknął mężczyzna – i kazałaś mi bawić się tymi kamieniami?
- Chciałam zobaczyć jak się męczysz – oznajmiła – mężczyźni wyglądają zabawnie, bawiąc się w „harcerzy”.
Damian chciał odgryźć się jakąś kąśliwą uwagą pod adresem nieznajomej. Już otworzył usta, nie wydobył jednak z siebie nawet słówka. Jego uwagę przykuła uroda, wdzięk i urok  dziewczyny. Skąpana w migotliwym świetle ogniska wyglądała jak anioł, z tymi swoimi błyszczącymi jak para węgielków oczyma i długimi włosami, rozwianymi przez łagodny wietrzyk. Patrzył na nią, oszołomiony jej wdziękiem, nie w głowie mu było dłużej jej dokuczać. Dziewczyna wyglądała uroczo, niewinnie słodko, tajemniczo zarazem, niczym bogini miłości. Jej długie ciemne włosy opadały na szyję i ramiona, oczy lśniły w blasku płomieni, przypominała dzieło sztuki, kiedy tak siedziała z wyciągniętymi na piasku nogami i spoglądała w zadumie na iskrzące się w ogniu gałązki. Damian siedział naprzeciwko niej, nie mogąc oderwać wzroku od nieznajomej.
Kiedy już całe palenisko zajęło się ogniem, mężczyzna otworzył jedną z butelek, które przynieśli z kryjówki przemytników i usiadł przy ognisku.
- Masz zamiar to pić? – zmarszczyła brwi dziewczyna – masz pojęcie czym to może się skończyć? Kto wie z czego to jest zrobione i ile lat przeleżało w tym dole?
Damian powąchał potem pociągnął łyka. Trunek był mocny ale dało się go pić.
- Uch – odetchnął – dobrze grzeje – stwierdził – chcesz trochę?
Podał butelkę kobiecie. Ta przez chwilę wahała się, czy ją przyjąć. W końcu wzięła, powąchała zawartość.
- Jesteś pewien, że to nadaje się do picia – zapytała – nie ślepniesz przypadkiem?
Mężczyzna zmierzył dziewczynę wzrokiem od stóp do głowy. Podciągnęła nogi pod brodę i nieufnie patrzyła na swojego towarzysza mrużąc powieki.
- Nie – powiedział – widzę dobrze.
- Czemu mi się tak przyglądasz – spytała.
- Chcę się napatrzyć na najwspanialszy widok,
 jaki kiedykolwiek widziałem – powiedział ze szczerym uśmiechem – na wypadek jakbym miał jednak stracić wzrok.
Nie odpowiedziała, przekrzywiła tylko nieznacznie głowę 
i uśmiechnęła się. Jej długie ciemne włosy przykryły część twarzy i opadły swobodnie na ramię. Wzięła wdech i pociągnęła łyk rumu.
- Uf mocne – stwierdziła, popatrzyła na swojego towarzysza – trochę alkoholu – powiedziała – i wychodzi z ciebie uwodziciel.
Wręczyła butelkę Damianowi, płomień raźno skwierczał na suchym drewnie, oblewając migotliwym czerwonym blaskiem plażę. Mężczyzna napił się.
- Kiepski ze mnie uwodziciel – stwierdził w zadumie, popatrzył w oczy swojej towarzyszce i powiedział – znamy się już prawie jeden dzień, a ja nawet nie wiem, jak ci na imię.
- Nie pamiętam – powiedziała dziewczyna – nie pamiętam nic z mego życia.
- To dziwne – rzekł Damian – ale ja także. Nie mogę sobie przypomnieć kim byłem, gdzie mieszkałem.
- To trochę intrygujące – jej spojrzenie utknęło na płomieniu – jak myślisz co tutaj w ogóle się dzieje?
- Nie mam zielonego pojęcia – wzruszył ramionami – to może jakieś nowe „reality show”. No wiesz. Na całej wyspie porozmieszczane są kamery i teraz tysiące ludzi z zapartym tchem śledzi każdy nasz krok.
- Nic głupszego nie przychodzi ci do głowy – westchnęła.
- A twoim zdaniem, co my tu robimy?
- Może nie żyjemy – powiedziała w zadumie – a to miejsce to rodzaj czyśćca. Tam gdzieś – wskazała na dżunglę – być może jest wielka niebiańska brama, do której musimy sami odszukać drogę.
- Albo porwały nas istoty z innej planety – zażartował – 
i umieściły w czymś, co według nich jest naszym środowiskiem naturalnym.
- Przestań, nie żartuj sobie.
- Nie żartuję – rzekł – próbuję po prostu znaleźć jakieś sensowne wytłumaczenie czegoś, co jest zupełnie 
bez sensu.
- To może tak – uśmiechnęła się zalotnie – jesteśmy w rzeczywistości wirtualnej. Nie wiemy kim naprawdę jesteśmy, dlatego, że część mózgu, odpowiedzialna za pamięć jest teraz uśpiona.
- To niedobrze – skrzywił się.
- Dlaczego?
- Skoro to byłaby rzeczywistość wirtualna, oznaczałoby, że ciebie, tak naprawdę tu nie ma, możesz być na przykład tylko i wyłącznie programem komputerowym. Jakie są szanse, 
że lądując na bezludnej wyspie znalazłbym się
w towarzystwie pięknej, czarującej kobiety, a nie na przykład jakiegoś wielkiego tłustego faceta? Z moim szczęściem to co tu się dzieje nie miało prawa się wydarzyć naprawdę. Jesteś tak idealna, że nie możesz być prawdziwa. Nie chcę byś okazała się tylko i wyłącznie snem.
- Bredzisz – dziewczyna podniosła butelkę z rumem i napiła się – jestem tu i jestem prawdziwa.
- Może ktoś zaprogramował cię, byś tak mówiła – Damian też napił się alkoholu.
Mężczyzna położył się na piasku i popatrzył 
w rozgwieżdżone niebo.
- Nikt mnie nie zaprogramował – stwierdziła dziewczyna – jestem prawdziwą, myślącą i czującą istotą. Może to ty jesteś tylko i wyłącznie projekcją mojej wyobraźni.
- Zdaje się, że i tak tego nie rozstrzygniemy – powiedział w zadumie.
Przez chwilę siedzieli w milczeniu, każde pogrążone we własnych myślach. Ogień raźno skwierczał na drewnianych patykach, fale, łagodnie rozbijały się o piasek, było cicho, spokojnie, na plaży panowała przyjemna, niczym niezmącona, błoga atmosfera, przesycona romantycznym erotyzmem. Wreszcie odezwała się kobieta.
- Naprawdę uważasz, że jestem twoim ideałem? – Zapytała mrużąc powieki.
Damian przekręcił się na bok, wsparł głowę na ręce i popatrzył na swoją towarzyszkę. W migotliwym świetle ogniska wyglądała uroczo, z tą swoją burzą ciemnych włosów, rozwiewaną delikatnie wiatrem, błyszczącymi oczyma i zadumą, malującą się na twarzy. Siedziała jak mała dziewczynka, trzymając kolana pod brodą.
- Nigdy nie zastanawiałem się specjalnie nad tym, jak może wyglądać moja wyśniona dziewczyna – stwierdził – nie mam jednego, z góry określonego wyobrażenia na ten temat. Wiele zależy od tego, jaka będzie. To nie tylko kwestia wyglądu, lecz również charakteru – zmierzył dziewczynę wzrokiem – ale… byłbym szczęśliwy, gdyby wyglądała właśnie tak, jak ty.
Kobieta opuściła powieki i wbiła wzrok w ziemię jak zawstydzona nastolatka. Popatrzyła na swojego towarzysza. Uśmiechnęła się.
- Romantyk z ciebie – rzekła – nie sądziłam, że jeszcze jakiś zachował się na tym świecie. Jesteś wrażliwy i potrafisz 
w dosyć specyficzny sposób powiedzieć kobiecie, że jest piękna. Ciekawe, że wylądowałam tu właśnie z tobą.
- A to dlaczego?
- Większość mężczyzn to nieczuli, zadufani w sobie dranie, myślący tylko o sobie. W głębi duszy marzyłam o kimś…
Urwała, popatrzyła na fale rozmarzonym wzrokiem.
- Nieważne – rzuciła – to wszystko przez to miejsce. Piasek, plaża, ognisko, morze i my, we dwoje.
Tak pewnie masz rację – powiedział mężczyzna – to miejsce tak na nas wpływa – odwrócił się na drugi bok – dobranoc – rzucił krótko i zamknął oczy.
Następnego dnia postanowili przygotować sobie „obozowisko”, nie mogli w końcu bezczynnie czekać na pomoc tkwiąc całe dnie na plaży. Ustalili, że zbudują szałas, który będzie stanowił ochronę przed złą pogodą 
i dzikimi zwierzętami. Potrzebowali też paleniska, służącego nocą jako latarnia morska, usytuowanego tak, by płomień widać było z daleka.
Jeszcze raz udali się do kryjówki przemytników, po to by zabrać wszystko, to, co może być przydatne. Niewiele tam znaleźli, prócz rumu. Zaledwie kilka narzędzi: złamany szpadel, pręt, scyzoryk z dwoma ostrzami, trochę świec 
i stary zardzewiały harpun dla nurków. Tak wyposażeni wrócili na plażę. Uznali, że ich obozowisko musi znajdować się blisko wody, tak, by mogli w porę zareagować, w razie jakby na horyzoncie pojawił się statek bądź samolot.
Wyszukali odpowiednie miejsce. Była to porośnięta trawą polana na niewysokim urwisku, z drzewem o rozłożystej koronie, rosnącym na samym środku odkrytego placu. Postanowili pościnać trochę palm, bambusów i wybudować wśród konarów niewielki domek.
- Jesteś pewien, że damy sobie z tym radę – zapytała dziewczyna.
- Jak byłem mały, nieraz budowaliśmy z kolegami domki na drzewach – stwierdził mężczyzna – to proste.
Kobieta przyglądała się z uwagą drzewu, Damian zerknął ukradkiem na nią. Przez cały dzień lustrował wzrokiem swoją towarzyszkę, kiedy tylko uważał, że ona tego nie widzi. Parokrotnie ich spojrzenia się spotykały, ona wówczas wbijała spłoszona wzrok w ziemię, a on zaczynał tępo rozglądać się na wszystkie strony.
- Używaliście do tej budowy młotków i gwoździ? – Zapytała – bo chyba zdajesz sobie sprawę z tego, że będzie tu o nie ciężko.
- Na szczęście nie zawsze – uśmiechnął się tajemniczo.
Wczesnym popołudniem wzięli się za realizację swoich planów. Naścinali trochę kijków bambusowych, nie było łatwo, ale znaleziony w kryjówce przemytników nóż okazał się do tego bardzo przydatny. Następnie potrzebowali kilka grubszych bali. Rosnące tuż przy brzegu palmy kokosowe wydawały się doskonałym budulcem. Kłopot polegał na tym, że nie posiadali siekiery, dlatego też Damian musiał męczyć się szpadlem. Uderzał jego ostrą krawędzią w nasadę pnia. Drewno okazało się niezwykle oporne, koło wieczora udało im się ledwie naciąć jedną palmę.
- To nie ma sensu – wysapał zmęczony mężczyzna – w ten sposób nigdy go nie zetniemy.
- Mam pomysł – powiedziała dziewczyna z szelmowskim uśmieszkiem – zaraz je przewrócimy.
Weszła na drzewo, prawie pod same liście i zaczęła kołysać się. Pomysł okazał się dobry tylko w teorii, palma nie ustąpiła. Kobieta poślizgnęła się, straciła równowagę
 i spadła. Poleciała w tył. Niechybnie uderzyłaby plecami 
o ziemię, gdyby nie jej towarzysz. Mężczyzna skoczył ku niej zwinnie niczym ryś i chwycił ją zanim upadła na twarde podłoże. Dziewczyna zamiast gruchnąć na plecy wylądowała bezpiecznie w jego ramionach. Chwycił ją mocno pewnie
 i trzymał na rękach. Byli tak blisko siebie, że Damian poczuł przyjemny dreszcz, kiedy wychwycił delikatny zapach 
jej aksamitnej skóry. Widział, jak pierś jego towarzyszki gwałtownie faluje poruszana płytkim oddechem wywołanym niespodziewanym niebezpieczeństwem. Ona trzymała się jego szyi. Poczuła się bezpiecznie, dobrze w silnych objęciach jego ramion.
Trwało to niedługo, lecz ta ulotna chwila na obydwojgu wywarła silne wrażenie. Niespodziewany kontakt ich ciał zbliżył ich do siebie bardziej, niż przypuszczali.
- Możesz mnie już postawić – szepnęła patrząc na niego nieco rozkojarzonym wzrokiem.
- A, tak – odparł nieprzytomnie, wyrwany z zadumy – oczywiście.
Delikatnie opuścił jej stopy na ziemię, tak, by jak najdłużej jej dłonie zawieszone były na jego karku, aby czuć na twarzy delikatne smagnięcia długich, ciemnych włosów dziewczyny 
i chłonąć woń jej opalonego ciała.
- Dziękuję – powiedziała, wiercąc się jakby nie wiedziała, 
co zrobić z rękoma.
- Nie ma za co – przestępował z nogi na nogę jak mały, zawstydzony chłopiec.
Ich projekt architektoniczny legł w gruzach, więc 
czym prędzej musieli zmienić zamiary. W końcu tuż przed zmrokiem, wśród rozgałęzionych konarów powstał niezgrabny szałas o bambusowej podłodze i ścianach z ustawionych stożkowo gałęzi i liści. Wewnątrz nie było zbyt wiele miejsca, na długość ledwo mieścili się w środku, trochę miejsca pozostawało po bokach.
Słońce powoli uciekało za horyzont, oni stali i z dumą patrzyli na swoje nowe „gniazdko”.
- Nie jest to może „Wersal” – stwierdził Damian – ale przynajmniej będzie gdzie się schować przed deszczem.
- Nie jest źle – powiedziała dziewczyna – jak na pierwszy, samodzielnie wybudowany dom, to chyba poszło całkiem dobrze.
Zapakowali do wnętrza szałasu wszystkie narzędzia jakie posiadali, oraz butelki rumu. Nazbierali owoców i drewna, rozpalili ogień i zabrali się za przygotowanie kolacji.
Tego dnia nie było wyszukanych potraw, właściwie jadłospis nie różnił się od tego, z dnia poprzedniego. Mieli kilka owoców kokosu, trochę pędów bambusa, nieco jagód 
i nic po za tym.
Siedzieli przy urwisku, podziwiając okryte ciemnością morze 
i odbijający się w pofałdowanym lustrze wody księżyc. Towarzyszyła im kolejna butelka rumu. Potrzebowali relaksu po dniu ciężkiej pracy.
- A jeżeli nigdy nas tu nie odnajdą – powiedziała w zamyśleniu dziewczyna – jeżeli do końca życia będziemy tkwili tu, na tym urwisku?
Damian pociągnął łyk trunku i podał butelkę towarzyszce.
- Tak też może się zdarzyć – wzruszył ramionami – nic na to nie możemy poradzić. Nie znam przyszłości i boję się tego, co może się wydarzyć. Bądźmy jednak dobrej myśli nadzieja na ratunek, to jedna z nielicznych rzeczy, które nam jeszcze pozostały.
- W sumie trafiłam nie najgorzej – powiedziała – będziemy 
tu sobie żyli jak Adam z Ewą w Raju. Tylko my dwoje i nikt więcej.
- Tak, tylko dzika przyroda i my – stwierdził mężczyzna – bez telewizorów, komputerów, mikrofalówek, pralek i lodówek.
- Brakuje ci tego?
- Nie – uśmiechnął się – nie zamieniłbym pralki, lodówki, 
a nawet telewizora za ciebie. Mimo wszystko, dziękuję losowi, za to, że się tu znalazłem i poznałem ciebie.
Dziewczyna napiła się rumu przekrzywiła głowę patrząc na swojego towarzysza. Jej włosy opadły w dół, zakrywając część twarzy. Wyglądała uroczo w migotliwym blasku ogniska.
- To najdziwniejszy komplement, jaki słyszałam – stwierdziła – trochę niezdarny, ale uroczy.
- Naprawdę? – parsknął Damian – jakich komplementów lubisz słuchać? – mężczyzna postanowił drążyć temat.
- Nie wiem – powiedziała, po zastanowieniu dodała – przede wszystkim szczerych, przeznaczonych tylko dla mnie, 
a nie „tekstów na podryw”, dla każdej napotkanej dziewczyny. Romantycznych, pełnych miłości i oddania, zmysłowych.
- I one działają na ciebie?
- Chcesz sprawdzić? – Zaśmiała się – nikt mi jeszcze takich nie prawił.
- Hm, spróbujmy – zmarszczył brwi – jesteś najpiękniejszą dziewczyną na tej wyspie – no i jak?
- Prawdziwy – uśmiechnęła się – ale mało oryginalny
 i nieprecyzyjny. Jestem chyba jedyną dziewczyną na tej wyspie.
- To może tak: Jesteś wspaniała, chciałbym każdej nocy kłaść się, a rano budzić u twojego boku.
Dziewczyna napiła się i oddała butelkę towarzyszowi.
- No było trochę lepiej – oznajmiła – ale zabrzmiało tak, jakbyś chciał mnie przelecieć.
Damian popatrzył na nią z błyskiem w oczach i uśmiechnął się zadziornie.
- Nie powiem, żebym o tym w ogóle nie myślał…
- No wiesz? Czy wy używacie czasem głowy – powiedziała półżartem – czy kierujecie się tylko penisami?
- Każdy facet myśli o seksie – stwierdził Damian – dosyć często nawet – dodał – ale nie jest to jedyna rzecz warta rozmyślań. Jesteś po prostu bardzo atrakcyjną kobietą i tylko ślepy, albo homo... nie miałby… No wiesz.
- Masz fantazje na mój temat – stwierdziła z zadowoleniem.
- No cóż – parsknął Damian – owszem, mam.
- Co dokładnie robimy – kobieta drążyła temat dalej – w tych twoich fantazjach?
Damian podniósł się z ziemi, zabrał kilka uschniętych konarów z kupy chrustu i dorzucił je do ognia. Płomień wpierw przygasł, by po chwili znowu urosnąć trawiąc gałęzie. Potem mężczyzna wrócił na swoje miejsce.
- To, co zwykle robi się w fantazjach – oznajmił – wszystko, na co mamy ochotę – powiedział tajemniczo.
- No nie wstydź się, powiedz. Może – uśmiechnęła się zadziornie – jakbyś zdradził mi to o czym myślisz… Wcielili byśmy to w życie…
- No nie wiem – skrzywił się – myślę o tym, że mógłbym ci dać wiele rozkoszy – rzekł – zamiast opowiadać, może 
po prostu pokażę?
Popatrzył jej w oczy. Uwielbiał to robić. Uważał, że spojrzenie kobiety może wyrazić wszystko. W oczach nieznajomej dostrzegł błysk, oznaczający żar, zaciekawienie, subtelną żądzę i zainteresowanie jego osobą.
- Brzmi intrygująco – stwierdziła – być może nigdy się stąd nie wydostaniemy… Może przystanę na twoją propozycję – nieśmiały uśmiech znowu zagościł na jej twarzy – ale nie będzie łatwo, spróbuj najpierw mnie przekonać.
- W jaki sposób – parsknął – daj jakąś podpowiedź.
- Spróbuj mnie uwieść. Powiedz coś pięknego. Nie wiem, wymyśl coś.
- Nie potrafię – stwierdził w zadumie – kiedy patrzę na ciebie odejmuje mi mowę.
- Znowu to zrobiłeś – uśmiechnęła się.
- Co?
- Znowu powiedziałeś nieco nieporadny komplement, 
który przypadł mi do gustu. Próbuj dalej.
- To ci się spodoba – rzekł po krótkim namyśle.
Zbliżył się do niej na czworaka, uklęknął tuż przed nią, delikatnie ujął dłonie i popatrzył w oczy.
- Od dawna poszukuję kobiety moich marzeń, pięknej, inteligentnej – wyszeptał – obdarzonej poczuciem humoru, wrażliwej, zdolnej odczuwać miłość, cieszącej się życiem. Straciłem już wszelką nadzieję, że ją odnajdę, a wówczas dziwnym zbiegiem okoliczności pojawiłaś się ty. Jesteś ucieleśnieniem wszystkiego, czego może pragnąć mężczyzna.
- No i jak – wyszeptał – działa?
- Nie przerywaj – westchnęła cicho, delikatnie pogładziła dłonią policzek mężczyzny – mów dalej.
- Jesteś moim pragnieniem, snem – szepnął – fantazją, która nigdy nie miała się spełnić. Jednak oto jesteś tutaj przy mnie, prawdziwa. Jedyną rzeczą, której się boję, jest to, 
że wszystko, co się wydarzyło i nadal się dzieje może się okazać snem. Jeżeli taka jest prawda to już nigdy nie chcę się obudzić.
Patrzyli sobie w oczy, płomień ogniska oblewał łagodnym pomarańczowym blaskiem ich twarze, gdzieś z oddali dobiegały odgłosy fal uderzających o brzeg. Wśród trawy grały wesoło świerszcze. Na skraju dżungli radośnie tańczyła grupka świetlików, roznosząc swoje światełka pomiędzy okrytymi ciemnością nocy konarami drzew i liśćmi.
Ostrożnie się pocałowali, wpierw delikatnie, jakby na próbę, potem namiętnie, z uczuciem. Pieścili się czule, próbując nacieszyć się sobą. Byli nienasyceni, chciwie, 
z pożądaniem muskali swe wargi, oddając się namiętnym pieszczotom. Dłonie mężczyzny schodziły wciąż niżej, lewa gładziła brzuch, prawa udo kobiety, wolno zmierzając ku miejscu, dającemu największą rozkosz. Dziewczyna nie pozostawała dłużna swojemu partnerowi. Jej palce zjeżdżały po biodrach wciąż niżej, aż do linii wyznaczonej dżinsami, następnie lekko wśliznęły się pod materiał i skierowały 
po spodniach w kierunku rozporka. We wszystko co robili wkładali serca, dusze, oddawali się błogiej namiętności, tak chciwie, jakby uczucie, którego doznali było nie do zaspokojenia. W obydwojgu wzrastało pożądanie, pieścili się gorliwie, z pasją. Nie zastanawiali się nad tym, czy w owej chwili połączyło ich coś więcej, prócz atmosfery, panującej na wyspie. Po prostu dali się ponieść żądzy. Podświadomie wiedzieli, że są dla siebie stworzeni, z początku nie zdawali sobie z tego sprawy, lecz intuicyjnie to wyczuwali. Każdy oddech, westchnienie, gest partnera dawał im uniesienie. Mężczyzna gładził delikatnie włosy i ramiona partnerki, wodził koniuszkami palców po jej biodrach i talii. Ona krążyła dłońmi po jego klatce i plecach. Doznawali przy tym uniesienia, niezwykłej rozkoszy, ogarniającej ich gwałtownie, niczym fala tsunami.
- To był najpiękniejszy komplement jaki słyszałam – szepnęła mu do ucha – troszeczkę nieporadny, ale szczery
 i z uczuciem. Ty też jesteś dla mnie kimś wyjątkowym,
 z początku nie wierzyłam w to, lecz podświadomie czułam, że trafiłam na kogoś z kim chciałabym dzielić swoje życie.
Siedzieli przytuleni do siebie, obserwując migotliwe odbicie księżyca w pomarszczonej tafli wody. Delektowali się każdą chwilą niezwykłą, niezapomnianą, pełną czarodziejskiego szczęścia. Słaby szmer wiatru roznosił się pośród drzew, ognisko tliło się szkarłatnym żarem, rzucając słabe, czerwonawe, migotliwe światło na dwoje ludzi. Nie czuli się już zagubionymi rozbitkami. Byli wolni, z dala od zmartwień 
i problemów. Liczyli się tylko oni, we dwoje, razem.
 W ich sercach gościła radość, pożądanie, pragnienie bliskości i oddania drugiej osobie. Uczucie to było wyjątkowe, żadne z nich wcześniej nie zaznało czegoś takiego.
- Powiedz – szepnęła kładąc głowę na jego ramieniu – nie robisz tego, po to, by mnie tylko uwieść i przelecieć?
- Skłamałbym mówiąc, że nie myślę o tym, by się z tobą kochać – przeczesał ręką jej włosy i pocałował delikatnie szyję – ale nie na tym mi najbardziej zależy. Po prostu chcę być przy tobie, czuć twoją bliskość. Pozostać z tobą 
na zawsze.
Mówił szczerze. Pierwszy raz nie bał się powiedzieć kobiecie wszystkiego, co czuje i o czym myśli, podświadomie wiedział, że ona go zrozumie, właściwie odczyta jego intencje. Kobieta też to wiedziała, także wyzbyła się lęku i gotowa była powierzyć mu swoje najskrytsze tajemnice.
Żadne z nich nie było pewne, czy to, że nagle zapałali 
do siebie gorącym uczuciem wynikało tylko i wyłącznie z
tego, że pasowali do siebie, czy też niesamowita, zmysłowa atmosfera panująca na wyspie sprawiła, że zbliżyli się 
do siebie tak bardzo. 
Być może zawsze byli sobie przeznaczeni, a to niezwykłe miejsce po prostu pozwoliło im poznać się do tego wzajemnie.
- Pytam dlatego, że – wyszeptała kobieta – chcę się z tobą kochać tu i teraz. Chcę, byś podarował mi swoje fantazje.
Zaczęła gładzić jego tors, delikatnie całować szyję, jej palce krążyły po plecach partnera, on zatopił dłonie w gęstwinie włosów dziewczyny i poddał się bez reszty jej pieszczotom. Kobieta wspinała się coraz wyżej, musnęła delikatnie brodę potem dotarła do ust. Pocałowali się gorąco, namiętnie. Ręce Damiana wodziły po ciele dziewczyny, głaskały biodra i nogi. Teraz on przejmował inicjatywę. Obsypywał pocałunkami jej szyję, ramiona, potem piersi. Chciał dotknąć i oddać hołd pocałunkiem, każdej części jej ciała. Wolno, nieco leniwie schodził w dół, pieścił brzuch, potem podbrzusze, odwiązał chustę okalającą biodra i odchylił delikatnie gumkę błękitnych figów.
- Przy tobie – wyszeptał – tamto życie to tylko dawno zapomniany, zły sen.
Nagle coś zaczęło się dziać. Kształty i kontury rozmyły się, wyspa powoli zaczęła zanikać i przeobrażać się w czarną, nieprzeniknioną plamę, wszystko wokół zaczęło wirować, 
do uszu mężczyzny dobiegały jakieś głosy, inne, obce, 
nie chciał ich słyszeć, jednak one stawały się coraz głośniejsze i bardziej napastliwe.
- Może zbyt wcześnie go wybudzamy – usłyszał słowa niesione z oddali, jakby echem.
- Wyniki badań jednoznacznie stwierdzają, że jego funkcje życiowe ustabilizowały się na tyle, żeby zaprzestać podawania leku.
Z każdą chwilą słowa, wpierw nierealne i ciche, stawały się coraz donośniejsze. Przed oczami rozbłysły mu plamy, różnokolorowe barwy, inne od tych do jakich przywykł 
na wyspie. Te, które wolno nabierały kształtów
 były nienaturalne, kanciaste i jaskrawe.
- Nie o to mi chodzi. Popatrz na jego minę.
Damian poczuł nagle przeciąg na nogach.
- Zdecydowanie za wcześnie – powiedział drugi, kobiecy głos – nasz drogi pacjent chyba nieźle bawi się we śnie.
- Oszalałaś? – Parsknął pierwszy głos – zakryj tę kołdrę.
Mężczyzna poczuł, jak coś lekkiego i ciepłego opada 
z powrotem na dolną część jego ciała.
- Tak nie wolno.
- Nie denerwuj się, przecież nie zrobiłabym mu nic złego.
- Cicho – rzucił krótko pierwszy głos – otwiera oczy.
Damian podniósł znużone powieki, wciąż jeszcze kręciło 
mu się w głowie, rozpoznał sztuczne, prostokątne kształty mebli i pokoju, oraz dwie, rozmyte nieco, niemądrze uśmiechnięte twarze, należące do obciętego na jeża mężczyzny z ciemną bródką w stroju lekarza i młodej kobiety w pielęgniarskim uniformie.
- No Damian – powiedział lekarz – nawet nie wiesz,
jak się cieszę, że się w końcu obudziłeś.
Rozpoznał tego człowieka. To był Piotrek Zawada, jego stary znajomy, pielęgniarkę widział pierwszy raz. Do jego świadomości powoli docierało, że był pogrążony we śnie. Wszystkie zdarzenia na wyspie okazały się jedynie projekcją uśpionego umysłu. Mężczyzna poczuł dziwny, nieokreślony żal w sercu, jakby budząc się stracił coś niezwykle cennego.
Damian wciąż patrzył otępiale, widział szczerzących się przedstawicieli personelu medycznego, czekających na jego pierwsze po przebudzeniu słowa.
- Ale miałem piękny sen – wymamrotał płaczliwie – po cholerę mnie obudziliście?

Lekarz i pielęgniarka popatrzyli na siebie zaskoczeni
 z wyrazem zdziwienia malującym się na twarzach. 

1 komentarz: