Odcinek 1
Damiana obudziła rano
krzątanina w kuchni, nie chciało mu się wstawać, w głowie wciąż kołatały mu
wspomnienia ostatniej, upojnej nocy, spędzonej z Izabelą. Byli ze sobą od
trzech miesięcy. Doskonale czuł się w jej towarzystwie. Od jakiegoś czasu
nalegał, by przeprowadziła się do niego. I tak większość czasu spędzali w jego
mieszkaniu. Ona jednak wciąż chciała zachować niezależność. Zawsze przed świtem
wstawała, tak, by go nie obudzić, wymykała się chyłkiem z jego domu i wracała
do siebie. Mimo, że starała się zachowywać jak najciszej on zawsze się budził,
słyszał, jak robiła sobie w kuchni kawę, zbierała swoje rzeczy i wychodziła.
Teraz było tak samo,
mimo, że miał zamknięte oczy, nie spał. Przewrócił się na drugi bok i naciągnął
kołdrę na głowę, miał jeszcze dużo czasu, by zdążyć na dziewiątą do pracy.
Zwykle wstawał o wpół do ósmej, a dochodziła dopiero szósta. Za oknem panowała
jeszcze szarość, pokój skąpany był w półmroku, z zewnątrz dobiegały słabe
odgłosy budzącego się do życia miasta.
Nie znosił kiedy Iza
tak uciekała od niego w środku nocy. Zawsze, kiedy szykowała się czekał, aż
wyjdzie, dopiero wtedy mógł spokojnie usnąć. Tym razem było jednak inaczej.
Dziewczyna wślizgnęła się do pokoju i cichutko podkradła do stolika nocnego.
Damian obrócił się do
niej.
- O cześć –
powiedziała wyraźnie zaskoczona.
- No witaj –
uśmiechnął się, zapalił lampkę.
Izabela miała dziwny
wyraz twarzy, na jej ślicznej, delikatnej buzi malowało się zmieszanie, oraz
coś jeszcze, jakiś nieokreślony smutek. Była zamyślona, jej wielkie brązowe
oczy wyrażały zadumę i żal. W dłoni, kurczowo ściskała kartkę papieru.
- Zostań – wyszeptał
– pobaraszkujemy jeszcze troszeczkę przed pracą.
- Nie mogę –
popatrzyła w okno zamyślona.
- Dlaczego? Zawsze
rano uciekasz – powiedział z goryczą – o co tu chodzi? Czego ty się boisz?
Dziewczyna
westchnęła, popatrzyła na niego.
- Odchodzę – rzekła –
muszę to sobie przemyśleć.
Damian rozdziawił
usta, Izabela kompletnie go zaskoczyła. To co przed chwilą usłyszał sprawiło,
ze uderzyła go fala gorąca, dreszcz przebiegła mu po plecach. Sądził, że
wszystko układało się pomyślnie, a tu taka niespodzianka.
- Jak to? – Parsknął
– zostawiasz mnie, tak po prostu. Dlaczego?
- Wszystko opisałam w
liście – wskazała kartkę papieru, którą trzymała w ręce – ale skoro nie śpisz…
Odgarnęła włosy z
twarzy, wzięła głęboki oddech.
- Sporo nad tym
myślałam i doszłam do wniosku, że i tak nam nie wyjdzie – stwierdziła – nie
zrozum mnie źle… nie kocham cię.
- Nie kochasz –
westchnął – przez ostatnich kilka miesięcy dawałaś mi zupełnie coś innego do
zrozumienia.
- Świetnie się razem
bawiliśmy, ale… Było w porządku, dopóki mieliśmy czysto koleżeński układ. Ale
ty zacząłeś się za bardzo angażować…
- A to bardzo źle –
parsknął z sarkazmem.
- Naprawdę fajny z
ciebie facet, jednak nie potrafię… nie chcę odwzajemniać twoich uczuć –
oznajmiła – próbowałam… ale nie potrafię cię pokochać. Być może jest jeszcze za
wcześnie. Jakoś nie mogę się pogodzić z tym, że Miron mnie zostawił.
Nie bardzo rozumiał o
co chodziło, z poprzednim partnerem Iza rozstała się pięć miesięcy przed tym,
jak poznała Damiana. Na początku jeszcze coś o nim wspominała, potem już nie
mówiła wcale. A tu nagle, niespodziewanie taki „klops”. Damian zastanawiał się,
czemu on nie zapada w pamięci swoich „byłych” tak, jak robi to ów Miron.
Dlaczego w jego przypadku wszystkie związki z kobietami są tak krótkie i
nietrwałe.
Dziewczyna położyła
liścik na szafce nocnej.
- Pójdę już –
powiedziała – wszystko jest tu napisane.
Izabela wybiegła z
pokoju, zabrała jesionkę z wieszaka i wyszła z mieszkania. Daniel został sam.
Przez półgodziny leżał na łóżku i walczył sam ze sobą, by przełamać się i
otworzyć zwitek papieru, pozostawiony przez kobietę. Chodź nie czytał listu i
tak doskonale zdawał sobie sprawę z tego, co było w nim napisane. W podobnej
sytuacji znajdował się już nie raz, zawsze kończyło się podobnie. „Jesteś
uroczy”, „ale cóż nie wyszło”, „myślałam, że się ułoży” i to co zazwyczaj było
najbardziej przykre i nieszczere „mam nadzieję, że mimo wszystko zostaniemy
przyjaciółmi”. Jak on nie cierpiał tego stwierdzenia, ta cała późniejsza
przyjaźń, ograniczała się zazwyczaj, do powiedzenia cześć, przy ewentualnym
spotkaniu, gdzieś na ulicy, bądź w restauracji, czy barze.
Było wcześnie, miał
jeszcze sporo czasu na rozmyślanie o wszystkich swoich nieudanych związkach.
Cieszył się powodzeniem u kobiet, był przystojnym, wysokim szatynem o
niebieskich oczach, wysportowany, opalony. Mimo to jakoś nie mógł znaleźć
dziewczyny, która pragnęła by tego co on, widziałaby w nim coś więcej, niż
tylko szansę na przelotny, przesycony erotyzmem flirt. Nie miał problemu z poderwaniem
kobiety w barze, czy na dyskotece, kłopoty zaczynały się wówczas, gdy pragnął
czegoś więcej, niż tylko i wyłącznie igraszek w pościeli do białego rana. Kiedy
zaczynał się angażować, to zawsze był koniec znajomości. Poszukiwał pokrewnej
duszy, dziewczyny która by rozumiała jego uczucia, zdolnej poczuć do niego
miłość. Niestety wszystkie te, z którymi się zadawał były zupełnie inne. Ponad
uczucia stawiały dobrą zabawę i swobodę. Kiedy nadchodził czas, by się
zaangażować po prostu wolały zerwać znajomość.
Długo zastanawiał
się, dlaczego tak właśnie się dzieje. Nie mogąc dobrnąć do wyciągnięcia jakichś
sensownych wniosków ze swoich przemyśleń irytował się. Kręcił się z boku na bok
pogrążony w świecie przywidzeń, gdzieś pomiędzy jawą i snem. Nakrył głowę
kołdrą nie chciało mu się wstawać, zapadał w końcu, w krótkie drzemki.
Przebudzał się co kilka minut zerkał na zegarek, sprawdzając ile jeszcze czasu
mu pozostało, nim będzie musiał wstać, by wyszykować się do pracy.
Z zadumy wyrwał go
dzwonek telefonu. Podniósł słuchawkę i przystawił do ucha.
- Czego – burknął.
- No gdzie ty do
cholery jesteś? – Odezwał się Zbyszek, jego kolega z pracy – „stary” wariuje,
nie wiesz, że o dziesiątej mamy spotkanie z klientem? Mam nadzieję, że
wykończyłeś projekty, bo Wawrzyniak powiesi nas obu za jaja.
Damian popatrzył na
zegarek, było dziesięć po dziewiątej.
- Już się zbieram –
rzucił krótko – na dziesiątą będę – powiedział i odłożył słuchawkę.
Przez to zamieszanie
z Izą zapomniał zupełnie, o pracy, miał teraz mało czasu. Szybko ubrał się,
wypił kawę i wybiegł z mieszkania.
Damian był grafikiem,
jego projekty często gościły na kartkach poczytnych gazet i czasopism,
ozdabiały okładki książek i bilbordy. Tego dnia miał przedstawić swoje pomysły
jednemu z najważniejszych klientów firmy, w której pracował. Wiele od tego
zależało, tak więc musiał się śpieszyć.
Przejechać szybko
przez pół Warszawy w godzinach szczytu było niemal niewykonalne. Damian gnał
przez miasto jak szalony, wjechał na trasę siekierkowską. Przeskakiwał pomiędzy
pasami wciskając się w każdą większą przerwę w sznurze samochodów. Popatrzył na
zegarek, była za piętnaście dziesiąta, do biura było jeszcze daleko. Próbował
przyśpieszyć, kiedy uświadomił sobie jaki kawał drogi był jeszcze przed nim.
Zbliżał się do mostu, sznur samochodów wlókł się niemiłosiernie, wycie
klaksonów i pisk opon, były w stolicy czymś zupełnie normalnym. Zauważył lukę
pomiędzy dwoma pojazdami zielony seat zjeżdżał właśnie w kierunku Siekierek za
nim wolno wlokła się furgonetka. Mężczyzna skorzystał z okazji i wepchnął się
tuż przy barierce. Nie zdążył jednak ujechać zbyt daleko, usłyszał pisk opon
samochodowych, obejrzał się w lewo, w jego auto uderzył nagle z hukiem biały
samochód dostawczy. Kierowca tego auta najwidoczniej też wpadł na ten sam
pomysł co on. Pojazdy zderzyły się, Damian stracił panowanie nad kierownicą,
odbił w prawo. Uderzył z impetem w barierkę samochód obrócił się, i zawisł na
krawędzi mostu. Jadący za nim furgon nie wyhamował i wpadł na auto Damiana.
Samochód, w którym siedział grafik runął w dół wprost do rzeki.
Do jego uszu docierał
łagodny szum morza, promienie słoneczne przygrzewały mocno, gdzieś z oddali
dochodził szczebiot mew. Mężczyzna nieśmiało otworzył oczy, oślepiający,
jaskrawy blask raził niemiłosiernie, odbijając światło od blado żółtych ziaren
piasku. Zmrużył powieki, osłonił twarz ręką i usiadł. Rozejrzał się, wokół
kształty i kolory wciąż jeszcze się rozmazywały, lecz zaczął już dostrzegać
niektóre szczegóły. Leżał na plaży, tuż przy linii, gdzie docierała
przeźroczysta morska woda. Słońce górowało na bezchmurnym, błękitnym niebie.
Podniósł się z ziemi, za nim znajdowała się zielona, bijąca życiem dżungla,
pełna palm, paproci, bambusowych pędów i różnych innych roślin, których Damian
nie był w stanie zidentyfikować.
- Gdzie ja cholera
jestem – mruknął rozglądając się na wszystkie strony.
Popatrzył na plażę,
piaszczysta hałda ciągnęła się w obie strony, znikając gdzieś na horyzoncie.
Spojrzał na wodę, ta łączyła się z niebem daleko za widnokręgiem.
Postanowił iść,
brzegiem morza, uważał, że wcześniej czy później powinien znaleźć jakieś
przejście, pośród drzew prowadzące, do siedzib ludzkich. Ruszył plażą wprost
przed siebie, ciężko było mu poruszać się po sypkim piasku. Wiatr delikatnie
kołysał drzewami, z lasu dobiegały rozmaite odgłosy dzikich zwierząt. Było
ciepło, przyjemnie, nagrzane od słońca podłoże parzyło w stopy. Stąpał
ostrożnie, jakby szedł po rozgrzanych węglach, bądź ostrzach noży. Był bez
butów, koszuli, jego strój ograniczał się jedynie do starych wytartych dżinsów
z dziurami na kolanach.
Nie miał pojęcia, w
jaki sposób i dlaczego się tam znalazł. Wokół nie było żywego ducha.
- Halo! – Zawołał –
jest tu kto?
Odpowiedziało mu
jedynie echo. Nie było tam żadnych ludzkich śladów, wytężał umysł, by dociec,
co takiego się mogło wydarzyć. Zastanawiał się czy nie jest przypadkiem
rozbitkiem, z jakiegoś statku. Jednak gdyby tak było, prócz niego na plaży
powinno znajdować się coś jeszcze, skrzynie z wraku, szalupa, może koło
ratunkowe. Nic tam takiego nie widział. Szedł przez pół dnia już prawie stracił
wszelką nadzieję, że oprócz niego jest jeszcze jakaś ludzka istota w tej
głuszy. Wówczas zobaczył rozmyty, przez falujące powietrze, poruszający się
cień. Coś podążało w jego kierunku, w oddali majaczyła wyprostowana postać, to
mógł być człowiek.
- Hej! – Zawołał.
Zaczął wymachiwać
rękami i nawoływać. Postać zatrzymała się, nie uciekała, nie biegła w jego
kierunku, po prostu czekała, aż on podejdzie.
Kiedy był
już blisko zobaczył młodą dziewczynę. Miała czarne, lekko kręcone włosy, ciemno
brązowe oczy, długie zawinięte rzęsy, jej usta, wąskie lekko wydęte podkreślała
wyrazista, czerwona szminka. Była zgrabna, opalona, miała na sobie niebieskie
bikini. Biustonosz od kostiumu kąpielowego, podkreślał jej nie zbyt duże, ale
kształtne piersi. Przewiązana w talii chusta, opinała dobrze rysujące się
biodra i długie, opalone, zgrabne nogi
Długie opalone nogi? A o raku skóry słyszał Autor? Proszę panować nad wyobraźnią, bo ewentualne fanki się spieką na skwarkę... hy, hy, hy...
OdpowiedzUsuńPisałem to w czasach, kiedy nie było jeszcze dziury ozonowej ;)
OdpowiedzUsuńTu Wizzgaa . Ha ! Kiedy czytam " hasło" o długich nogach to obrażona wycofuję się z tekstu .
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Ja też mam z tym jakiś problem ;D
Usuń