-
Lista chorób rzadkich to około 6-7 tys. Pozycji […]W sumie w Polsce cierpi na
nie 6-8 proc. obywateli, czyli 2-2,5 mln ludzi.
Poza
tym,[…] wiele przypadków jest niezdiagnozowanych, a jedynie dla 1 proc. chorób
rzadkich w naszym kraju dostępna jest oferta lekowa[…]
Przeglądając poranną prasę natrafiłem na pewien
artykuł...
Skłonił mnie on do pewnych
rozważań na temat tego, z czym musi
zmierzyć
się
osoba napiętnowana
znamieniem „choroba
rzadka” .
Nieumiejętność postawienia diagnozy często sprawia, że lekarze, za taki stan rzeczy
obarczają
pacjenta...
- To są jakieś zaburzenia psychiczne – nie
jeden powie. - Proszę skorzystać z pomocy psychiatry, psychologa.
- To zapewne wynik
przemęczenia,
stresu, czy braku właściwych ćwiczeń – wymyśli inny.
- Na pewno pan „wyolbrzymia” – mój ulubiony…
A tu boli... i znikąd rady, pomocy...
Zaczyna się szukać
informacji na
własną
rękę, wpierw w stronach polskojęzycznych. To jest jednak
daremne.
W końcu pada diagnoza.
Złowieszcza, niepozostawiająca złudzeń. Jest to owo niewiadomo co na które nie istnieje
lekarstwo… A przynajmniej u nas. Skazuje to diabelstwo na ból i wykluczenie
społeczne do końca życia, bez żadnej ścieżki ratunku. Pacjent dowiaduje się, że
polski system opieki medycznej nie posiada żadnego schematu postępowania w
takich przypadkach, a to ze względu na rzadkość ich występowania.
Pozostajesz się człowieku sam…
Wokół pustka, brak nadziei.
Można sobie spróbować wyobrazić
ten ból nerwów, co to takiego?
Ano… by uzmysłowić Tobie, drogi
Czytelniku, jak boli nadmiernie drażniony nerw, proszę wyobrazić sobie uczucie,
które towarzyszy przy umierającym zębie. Właśnie tym, w którym pojawiła się „zgorzel”,
która nie dość, że łupie czaszkę to jeszcze promieniuje. Takim, do leczenia
kanałowego. To coś, co odczuwa się w szczęce, żuchwie, a nieraz i w połowie
twarzy. Nieubłagany, nieprzerwany ucisk,
który sprawia, że głowa pęka. I to jest właśnie ten ból, który towarzyszy
nadmiernemu drażnieniu zakończeń nerwowych, jaki towarzyszy miopatii.
Ci wszyscy, którzy mieli do
czynienia z prawdziwie koszmarnym bólem zęba, łupiącym czaszkę są w stanie
sobie wyobrazić, jak bardzo cierpi ów chłopak, z artykułu, do którego link
widnieje powyżej.
Zaintrygowało mnie, kim jest
ten młody człowiek, proszący Nas o pomoc.
Wyszukiwarka: Michał Grzywna:
Wyniki… hm… parę artykułów,
nieco zdjęć, filmiki na youtubie.
Wpierw teksty:
„Serce
muzyka nigdy nie przestaje grać.[…] Wszystkie
komórki mojego ciała, miliony czerwonych krwinek, tryliony DNA wypełnia w
całości niepowtarzalna, nieuchwytna i najpiękniejsza muzyka, którą zamiast krwi
przetacza moje serce.[…] Nawet jeżeli w pewnym sensie
utraciłem kontrolę nad swoim życiem, wiele rzeczy mi odebrano, to muzyka
wyzwala we mnie wolność, której nikt i nic nie jest w stanie mi odebrać.[…].
O chorobie:
„Choruję
na miopatię – nieuleczalną chorobę,
która prowadzi do osłabienia i zaniku mięśni.[…] Obecnie nie mogę się
uśmiechać, mam poważne problemy z mówieniem i jedzeniem oraz żyję z ciągłym,
niesamowicie silnym bólem twarzy, którego nie da się niczym uśmierzyć (nie
reagował nawet na maksymalne dawki morfiny).[…] Jedynym skutecznym sposobem
leczenia jest specjalistyczna operacja autoprzeszczepu mięśni twarzy (Gracilis
Muscle Transfer), która jest wykonywana w USA.[…] została wyceniona aż na 150
000 dolarów.[…]”
- 150000 dolarów – myślę sobie
przełączając na grafikę i filmy.
Na pierwszym zdjęciu widzę
młodego człowieka z rozwianą czupryną, ma na sobie sweter w paski. Taki ktoś,
jakich wielu w życiu, poznałem i z jakimi się przyjaźnię. Z tą różnicą, że ci
pozostali w twarzach mieli beztroskę… u tego Chłopca widzę kamienną twarz i
tylko oczy wyrażają smutek… Siedzi ów młodzieniec na pomarańczowej składanej
kanapie w niewielkim pokoiku, takim jakich pełno w polskich domach i
mieszkaniach…
Jeszcze kilka innych zdjęć:
głownie z imprez charytatywnych i koncertów. Jakiś filmik…
Kiedy jest na scenie widać
pasję, zaangażowanie, chęć działania wolę życia. I tylko plaster na policzku
zdradza ponurą prawdę.
- Hm – myślę pogrążając się w
zadumie. – Sam musiał znaleźć materiały na obcojęzycznych stronach. Tłumaczyć
dokumentację, szukać kontaktu z lekarzem w stanach.
Pomyślałem sobie, że przecież
NFZ w niczym tu nie pomoże. Ot, taka rzeczywistość.
Wyobraziłem sobie radość,
nadzieję, jaka zapewne musiała Mu towarzyszyć w chwili, kiedy się okazało, że
istnieje terapia, szansa na pomoc… I kubeł zimnej wody jakim była zapewne cena…
Wówczas pojawiło się zwątpienie…
Nierealność osiągnięcia tejże pomocy z uwagi na pieniądze… Cholera jest
wszystko, a przecież chodzi tylko o kasę…
Skądś to znam. Kiedyś… Dawno
sam się z podobnymi zagadnieniami mierzyłem… Kiedy okazało się, ze moje
Ukochane Dziecko ma bardzo rzadko występującą wadę rozwojową…
To zagubienie, szok,
poszukiwanie jakichkolwiek strzępków wiadomości na temat… Konsultacje z
lekarzami. Wielu pracowników opieki medycznej wykazało w stosunku do nas masę
współczucia i życzliwości. Ale byli też szarlatani… Tacy, co chcieli dzieciaka
kastrować i pozbawiać Jego własnej osobowości. Ci właśnie krzyczeli
najgłośniej. W swej ignorancji i braku wyczucia przekonywali, że wszędzie
lekarze myślą podobnie.
Na szczęście byli w błędzie.
Pamiętam wówczas, że też, tak
jak Michał poszukiwałem pomocy. Załamywaliśmy z żoną ręce, widząc astronomiczne
ceny kuracji.
Pamiętam również dobrych ludzi
z tego okresu… którzy po prostu pomagali. Lekarze, pielęgniarki, osoby cywilne
a nawet prokuratorzy i sąd w Bydgoszczy.
Dzisiaj mój Synek jest po
operacji i kilkunastu zabiegach. Choć jeszcze długa droga przed Nim, to na
razie ma się dobrze.
Jeszcze raz zerknąłem na zdjęcie Michała,
siedzącego na składanej kanapie w swoim pokoju. Czyjeś dziecko, czyjś brat,
wnuk, przyjaciel. I ta astronomiczna, dla wszystkich nas kwota… Pomyślałem
sobie, że szkoda chłopaka, bo takie obciążenie finansowe przerasta niemal
każdego…
- No tak, „każdego” – rzekłem
do siedzącego ze mną NN. – Ale przecież nie wszystkich nas!
- Co masz na myśli? – Spytał.
- Jest nas trzydzieści osiem
milionów – stwierdziłem. – Gdybyśmy urządzili zrzutkę i każdy przeznaczyłby
złotówkę? To kwota starczyłaby na kilkanaście takich operacji…
- Chłopie, zejdź na ziemię –
mruknął NN. – Kto ci przyłączy się w dzisiejszych czasach do takiej zrzutki?
- No nie wiem – wzruszyłem
ramionami. – Po rozłożeniu budżetu miesięcznego zostało mi jakieś trzy dychy…
wyślę przekazem i cześć!
- No i co to da? – Uśmiechnął
się krzywo NN. – Te twoje trzy dychy to jest nic – parsknął z pogardą. – Kropla…
- Chłopak zasługuje na wsparcie
– rzekłem. – Mimo ciężkiego stanu zdrowia walczy. Próbuje realizować siebie,
tyle na ile pozwala Mu choroba. Ma w sobie durzy hart ducha, a to w
dzisiejszych czasach towar deficytowy… Zasługuje na to, by go wspomóc.
- To jesteś jednym z
nielicznych, którzy tak myślą. – Powiedział NN. – Myślisz, że jest wielu
takich, którzy z czystej dobroci serca wydadzą
swą ciężko zarobioną „krwawicę” na operację jakiegoś muzyka? Większość
palcem nie kiwnie. A wiesz dlaczego?
- No powiedz – mruknąłem.
- Ponieważ dla każdego jego
własny, choćby najdrobniejszy dramat, będzie gorszy, aniżeli największy dramat
zupełnie obcej osoby!
- Mijasz się z prawdą –
stwierdziłem. – Czytając o cudzych dramatach, wielu z nas potrafi nabrać
dystansu do własnych problemów. A w większości z nas jest współczucie i chęć
pomocy. Takiej bezinteresownej, niesionej innym. A jeżeli owa chęć się w nas
rozmywa, to dlatego, że nie potrafimy jej odpowiednio ukierunkować. Jak,
przeciętnemu Kowalskiemu powiesz: „o, tu i teraz, możesz w ten a taki sposób
pomóc…” on pomoże.
- Coś ty – żachnął się NN. – Oglądasz
telewizję, słuchasz radia, czytasz gazety. Powodzie, zamachy, trzęsienia ziemi,
spadające samoloty, wypadki drogowe i kolejowe, wojny, głód. Ciągle coś się
dzieje. Od tego wszystkiego ludzi ogarnia totalna znieczulica. Musi tak być, bo
inaczej każdy z nas by zwariował, nie mogąc udźwignąć ciężaru ludzkiej niedoli!
Świat jest niesprawiedliwy, pogódź się z tym.
Zerknąłem jeszcze raz na
zdjęcie Michała. Młody pogodny człowiek Jakże
to tak, pozostawić go bez pomocy? Kiedy można coś zrobić?
- Wszystko rozumiem -
powiedziałem. – Zazwyczaj nie przejmujemy się, nie zadręczamy, żeby nie zginąć.
Bo przecież nie jesteśmy w stanie zakończyć czyjejś wojny, zatrzymać trzęsienia
ziemi, czy złapać spadającego samolotu! Ale wysupłać kilka złoty, by uratować
życie młodego człowieka? Jednego z nas? To nie przekracza naszych możliwości...
Mało tego, niesie nadzieję, że jeżeli… tfu…tfu… w podobnej sytuacji znajdzie
się moje dziecko, żona, matka, ojciec, czy ja sam, to znajdą się tacy, co
pomogą…
- No może i ma to jakiś sens –
zgodził się ze mną, ale tak od niechcenia NN. – Może ja też coś dorzucę? Mam
przy sobie – zaczął grzebać w kieszeniach spodni. W końcu wyciągnął pognieciony
banknot – pięć dych. A też wyślę… ale nie myśl, że zmieniłem zdanie –
zastrzegł. Nadal nie jestem przekonany czy to przedsięwzięcie się opłaci.
- Powiesz mi, czemu w takim
razie wysyłasz pieniądze? – Spytałem zaintrygowany.
- To trudne pytanie – próbował
zbyć mnie NN.
- No daj spokój, przecież
możesz powiedzieć czemu angażujesz się w akcję, skoro w nią nie wierzysz?
- A, z tego samego powodu, dla
którego wierzę w Boga…
- Wierzysz? Patrz nie
wiedziałem…
Szczerze się zdziwiłem, gdyż
nigdy nie posądzałem NN-a z jego wiecznym oportunizmem o wiarę w Boga.
- Prosta kalkulacja –
powiedział mi po chwili namysłu. – Jestem niemal zupełnie pewny, że Go nie ma.
Tak na dziewięćdziesiąt procent… Ale dziewięćdziesiąt to nie sto… Więc co,
jeżeli się jednak mylę? Bóg istnieje i czuwa nad porządkiem wszechrzeczy?
Znaczyłoby to tyle, że jest również niebo i piekło. A co za tym idzie, będąc
zatwardziałym ateistą skazałbym się na wieczne potępienie. Poświęcenie odrobiny
czasu, żeby pójść do kościoła, pomodlić się, to nie jest wygórowana cena. Bo co
tak naprawdę ryzykuję? Jako zatwardziały ateista ryzykowałbym życie wieczne. A
jeżeli nawet taki niewierzący miałby rację, to przecież i tak po śmierci nie
zaśmieje mi się w twarz, bo będzie martwy. Tak więc sam widzisz, że nie opłaca
mi się kompletnie nie wierzyć.
Tak samo z resztą jest z
datkiem dla Michała. W prawdzie nie wierzę w to, że uda się uzbierać
odpowiednią kwotę, ale co jeżeli się mylę? I te moje pięć dych to byłoby to, co
właśnie zabrakło? To co miałbym myśleć o sobie? A tak, wpłacam kilka złoty i
zyskuję szansę, że jeżeli ta kwota, zadecyduje o uratowaniu tego chłopaka, to
zapunktuję u tego na górze – wskazał palcem w niebo. – Zakładając, że On jednak
istnieje. Tak więc widzisz - wiele korzyści.
- Jakby nie było – rzekłem. – Grunt,
że pomagasz.
- Tyle, że ja, robię to z
czystego pragmatyzmu – stwierdził NN. – A ty? Już wiem! Ostatnio dwie
przedwczesne śmierci w rodzinie. Na pewno odcisnęły piętno na twojej decyzji.
- Jest zasadnicza różnica pomiędzy
tamtymi przypadkami, a tym Michała – stwierdziłem. – Nowotwór złośliwy mózgu – glejak.
I rak trzustki są zabójcze. Nie móc nic zrobić, a nie zrobić nic, to dwie zupełnie
inne sprawy. Im nie dało się pomóc, Michałowi owszem, można…
Poruszająca historia... to nie sposób sobie wyobrazić, co ten młody człowiek musi przeżywać.
OdpowiedzUsuńHalo - tu Wizzgaa , nie mylić z Wizją . Wypatrzyłam ,że Coś / Ktoś NOWY w blogosferze ? Jeśli już trafiłam to czasem się wetnę z dobrym słowem .
OdpowiedzUsuńNie chcę komentować sprawy Michała bo od bólu uciekam ,jeśli to tylko możliwe .
.............." nie móc nic zrobić, a nie zrobić nic.." otto kwestia ,
tylko z punktu widzenia celu jest bez znaczenia , jaką opcję wybierzemy , więc możemy się tak samo-rozgrzeszać .
Aby tylko z dobrym słowem, pozdrów Wizję:)
OdpowiedzUsuńZawsze można jeszcze wykazać odrobinę zainteresowania. Czasem to wystarczy. Problem tkwi jednak w mentalności społeczeństwa. Jak się czegoś nie poda pod nos, to odrobina zachodu przerasta.
OdpowiedzUsuńMoże i prawda, ale jakoś tak to radykalnie zabrzmiało.
UsuńTu Wizzgaa : Rosa , trochę radykalnie zabrzmiało ale noworodki blogosfery zawsze brzmią radykalnie .Potem , jak mawiała Viola - wyrastają z bloga , jak z butów . Bez urazy -Prince , może ty już dorosłeś i zmieniasz buty z dorosłych powodów .
UsuńTo działa tak: Najpierw jest coś nowego. Wciąga to, fascynuje... Potem staje się rutyną, a potem upada...
OdpowiedzUsuńCzasem jednak trafia się rzecz, która umożliwia "wpływanie na wciąż nowe horyzonty" jak jest z blogosefrą? Zobaczymy...
Ależ Ty brzmisz:) Stanowczo, pasuje mi to:)))
UsuńProblemem jest bierność. Wszyscy mają wszystko gdzieś i dziwią się, że jest kiepsko.
OdpowiedzUsuńPamiętam jakieś mistrzostwa w czymś... Które zakodowali. Wszyscy się bulwersowali, ale płacili... Jakby pomyśleli perspektywicznie to nie dali by nawet złamanego grosza a następnej imprezy nikt nie odważyłby się zakodować, tak to działa. Jednostki są słabe, społeczność to co innego.