Tak
sobie myślałem o różnych sprawach. Tych, takich istotniejszych zwłaszcza dla
młodych ludzi.
- O tym, że ciężko o przyzwoicie płatną pracę.
-
O tym, co za tym idzie: a mianowicie braku pieniędzy i możliwości rozwoju…
-
A za tym z kolei idzie brak kasy na wychowanie dzieci… No bo kiedy pieniędzy
się ma za mało by żyć, a za dużo by umrzeć (czytaj, nie łapiesz się w żadne
pomocowe widełki, pomimo tego, że tak naprawdę nic nie masz).
-
A co za tym idzie, brak jakiejkolwiek perspektywy na nabycie jakiegoś własnego
lokum, które można byłoby w dalszej perspektywie przekazać wymienionym w
poprzednim punkcie „dziatkom”.
Słyszałem
o szumnie zapowiadanym programach rządowych. Mieszkanie dla młodych, praca
młodych etc. No tak, tylko, że za nim owe szumne plany pomocowe weszły w życie
to zdażyłem się zestarzeć… (ot, tak naprawdę, znowu o włos, wyślizgnęła mi się
perspektywa możliwości zadłużenia po uszy do końca życia, taka to pomoc)
Zacząłem
rozmyślać nad tematem. Myślałem, myślałem… i doszedłem do wniosku, że to
wszystko o kant dupy, a rozwiązanie prostej kwestii usiłuje osiągnąć się przez
tak zwaną kwadraturę koła.
Mój
pomysł jest banalnie prosty:
Jakby
tak mieszkania spółdzielcze podciągnąć pod ustawę o zasiedzenie? Hę… Prawda, że
genialne w swej prostocie?
Prawo
jest, podlegają jemu grunty rolne jak i budowlane. Działa od lat, Koszt
założenie sprawy to ok. 2000 złoty, (istnieje możliwość starania się o
zwolnienie z kosztów sądowych, w przypadku kiepskiej sytuacji materialnej) Po korzystnym
rozpatrzeniu przez sąd należy uiścić podatek (za działkę zabudowaną z domkiem
jest to ok. 4 do 6 tyś. zł.)
Wnioski
są takie, że prawa do zasiedzenia lokalu uzyskiwaliby na zasadach ogólnych wszyscy,
którzy przez dwadzieścia ( zasiedzenie w dobrej wierze) bądź trzydzieści (tzw. zasiedzenie
w złej wierze) użytkowaliby lokal, płacąc za niego czynsze i podatki.
Mało
tego, kiedyś jako geodeta często bywałem na budowach. Na tej czy innej, nie raz
zdarzał się jakiś stary majster, z rozrzewnieniem wspominający budowy z
wielkiej płyty.
Podobno
w ten sposób budowało się znacznie szybciej i taniej… Może ta nieszczęsna wieka
płyta, z mieszkaniami spółdzielczymi, to byłaby mądrzejsza perspektywa dla
ludzi… No może niekoniecznie młodych, ale z dziećmi? Tanie, szybko powstające lokale państwowe, które uzytkownik po dwudziestu latach mógłby zasiedzieć?
Jakie
jest Wasze zdanie?
Najłatwiej z wielkiej płyty to prawda. A mi to się marzy takie mieszkanko... może być z rynku wtórnego i z krzywymi ścianami, byle na własność :)
OdpowiedzUsuńTen pomysł z zasiedzeniem świetny, tylko jak to zrobić, żeby ktoś ważny i decyzyjny o nim pomyślał ...
Nie wiem, może samemu trzeba byłoby stać się "kimś ważnym". A co do lokum, to nawet jakiś barak, gdzieś na małej działeczce, byle swoje.
OdpowiedzUsuńAno, ech.... właśnie...
OdpowiedzUsuń