Odcinek 2
- Dzień dobry – powiedział dysząc – nawet nie
zdaje sobie pani sprawy, z tego, jak się cieszę, że panią widzę.
Kobieta nie odezwała się, z nieufnością
patrzyła na mężczyznę. Długo trwała cisza. Dwoje ludzi badało się wzrokiem wzajemnie.
W końcu milczenie postanowił przerwać Damian.
- Jak masz na imię?
Kobieta nie odpowiadała, z ciekawością
zerkała na niego. Mężczyzna pomyślał, że może nieznajoma nie rozumie jego
języka.
- What is your name – wydukał.
Nadal nie było żadnego odzewu, jedynie
podejrzliwe, niepewne świdrujące spojrzenie dziewczyny, niczym promienie
rentgena przeszywało mężczyznę.
- To twoja sprawka – powiedziała wreszcie –
czego chcesz ode mnie?
Damian popatrzył na nią zaskoczony.
- Od pani? – Zapytał – chciałbym się
dowiedzieć, jak wydostać się stąd.
- Dobre sobie – parsknęła – „dowiedzieć się,
jak się stąd wydostać” - powiedziała przedrzeźniając mężczyznę – a gdzie my w
ogóle jesteśmy?
Damian rozejrzał się mimo, że przebył kilka
kilometrów, to okolica wyglądała tak samo, jak w miejscu z którego wyruszył.
- Chciałbym pani powiedzieć – rzekł – ale nie
mam zielonego pojęcia – rozłożył bezradnie ręce – obudziłem się na tej plaży,
nie wiem skąd się tu wziąłem i jak stąd się wydostać.
Nieznajoma wciąż nieufnie spoglądała na
niego.
- To znaczy – zmrużyła oczy – że pan też nie
wie co tu jest grane?
- No – parsknął Damian – w sumie… Nie.
- Rano ocknęłam się na plaży – powiedziała
nieznajoma – to jedyne co pamiętam. Płynęliśmy jakimś statkiem, może lecieliśmy
samolotem, który się rozbił – zapytała.
Damian pokręcił przecząco głową.
- Nie sądzę, jeżeli by tak było, powinniśmy
widzieć szczątki – stwierdził – na nic takiego nie natrafiłem. Może tam, gdzie
pani się obudziła coś było?
Kobieta pokręciła przecząco głową.
- Jesteśmy tu, gdzie się obudziłam –
oznajmiła – jest tylko to co widać.
Damian rozejrzał się, nie było nic, co
potwierdziłoby teorię o katastrofie. Panowała bezwzględna cisza, spokój,
żadnych szczątków. Słońce wciąż tkwiło wysoko na niebie oblewając plażę żarem.
Wiatr i fale szumiały łagodnie, ciszę zakłócał jedynie szczebiot mew i
albatrosów, szybujących nad przeźroczystą taflą wody, nieopodal łagodnego
brzegu.
- Nie powinniśmy tu zostawać, ale iść naprzód
– powiedział – to miejsce wygląda w prawdzie na wyludnione, ale może to być
tylko nasze, subiektywne odczucie. Kto wie, czy nie ma gdzieś w pobliżu jakiejś
drogi, jezdni, albo miasteczka.
- Nigdzie z panem nie pójdę – kobieta
zmarszczyła nosek – nie znam pana, nie wiem czy można panu ufać. A jeżeli zaciągnie
mnie pan w krzaki, żeby zrobić mi krzywdę?
Damian skrzywił się, pokręcił głową,
popatrzył wokół. Jak okiem sięgnąć, widać było plażę, morze i gęstą dżunglę.
Prócz nich nie było żywej duszy.
- Kobieto – westchnął – rozejrzyj się. Tu nie
ma nikogo prócz nas, gdybym chciał coś zrobić, nie musiałbym się stąd ruszać.
Dziewczyna popatrzyła wokół.
- No fakt – stwierdziła, po chwili
zastanowienia – tu także nie mogę się czuć bezpiecznie w twoim towarzystwie.
- Jedyną rzeczą, jaka mną powoduje w tej
chwili – oznajmił Damian – jest chęć wydostania się stąd.
- A ja uważam – kobieta wydęła usta w dziubek
– że powinniśmy tu zostać. Jeżeli ktoś nas szuka, to lepiej nie oddalać się z
plaży.
- A jeżeli nie to co? Spędzimy resztę swoich
dni, tkwiąc jak kołki w tym miejscu?
- Jak chcesz to droga wolna – mruknęła
nieznajoma – ja zostaję.
Kobieta z nadąsaną miną usiadła na piasku,
przodem do wody, podkuliła nogi pod brodę i patrzyła na łagodnie sunące po
niebie obłoki.
Damian chciał pójść przed siebie wsadził ręce
w kieszenie i ruszył, żwawym krokiem na przód. Nie odszedł jednak daleko, nie
chciał zostawiać tej dziewczyny samej, a raczej nie chciał się zostać sam. W
końcu w niedoli lepsze było takie towarzystwo niż żadne. W dodatku stwierdził,
że trafił w sumie nie najgorzej. Mógł wpaść na łysego, obleśnego faceta, albo
jakąś starą babę, a wylądował na bezludnej wyspie w towarzystwie bardzo
atrakcyjnej kobiety. Kiedyś nawet marzył o takiej przygodzie. Obrócił się na
pięcie, podszedł do niej i położył się obok nieznajomej.
- Więc jednak pan zostaje – powiedziała
wyraźnie zadowolona, z tego, że postawiła na swoim.
- Tak – mruknął – przecież nie mogę pozwolić,
żeby została się pani tu sama, jeszcze kto będzie chciał pani zrobić krzywdę –
rzucił z sarkazmem.
- Rycerz od „siedmiu boleści” się znalazł –
stwierdziła – jak na razie jest pan jedyną osobą na tej plaży, której mogę się
obawiać.
Siedzieli tak całe popołudnie, słuchając
szumu morskich fal, łagodny wiatr niósł od wody świeże powietrze. W końcu
słońce zaczęło chylić się ku zachodowi. Łagodna czerwona łuna rozlewała się od
okrągłej tarczy słonecznej, tnąc błękitne niebo szkarłatnymi obłokami i
odbijając rozedrganą czerwoną smugę w lustrze wody.
Przez cały czas dwoje samotnych ludzi
obserwowało się wzajemnie z ciekawością. Nie odzywali się prawie wcale, ale sam
fakt, że nie musieli oczekiwać na ratunek w samotności był dla nich krzepiący.
Damian znudzony już ciągłym wypatrywaniem
pomocy, która prawdopodobnie nigdy nie nadejdzie, podniósł się z piasku,
otrzepał i ruszył w stronę zarośli.
- Gdzie pan idzie? – Spytała.
Zbliżała się noc, kobieta najwyraźniej nie
chciała zostać sama. Przyjazne za dnia, wesołe odgłosy z lasu, wieczorem
stawały się nieco straszne i złowrogie.
- Trzeba poszukać czegoś do jedzenia –
stwierdził mężczyzna – wygląda na to, że spędzimy tu noc, musimy więc
przyszykować jakieś schronienie.
- Pomogę panu – powiedziała nieśmiało.
- W porządku – rzekł – więc ja zajmę się
przygotowaniem jakiegoś szałasu i posłania, pani niech nazbiera owoców z lasu.
- Proszę, jaki wygodny – nadąsała się –
dlaczego panu się wydaje, że będzie tu rządził? Nikt pana nie mianował
gubernatorem tej wyspy.
- O co pani chodzi – burknął Damian – sama
pani zaoferowała pomoc, więc poprosiłem o to, żeby nazbierać czegoś do jedzenia.
- A gdzie mam niby szukać? Mam wejść na palmę
i zrywać banany?
- Nie banany, a co najwyżej kokosy –
westchnął mężczyzna – i owszem, tak, jeżeli nie znajdzie się coś bliżej ziemi
to trzeba będzie pozbierać owoce z palm.
- Nie umiem chodzić po drzewach – kobieta
naburmuszyła się – niech pan sam sobie poszuka pożywienia.
- A pani co? Zbuduje szałas? W porządku, jak
coś znajdę to sam sobie też zjem. Chyba, że zrobisz jakieś legowisko.
- Nie jestem „budowlańcem” – stwierdziła
dziewczyna.
- Więc nie rozumiem – powiedział poirytowany
mężczyzna – jak pani chce mi pomóc, skoro nic pani nie chce zrobić?
Kobieta podniosła się z piasku, popatrzyła na
swojego towarzysza z wyższością.
- W prehistorycznych czasach to mężczyźni
odpowiadali za zdobywanie pożywienia w czasie polowania i oni budowali
schronienia, a kobiety czuwały nad ciepłem „domowego ogniska”. Pomogę w ten
sposób, że posiedzę na plaży na wypadek, jakby przepływał tędy jakiś statek.
- W dawnych czasach mężczyzna brał maczugę i
walił nią kobietę po głowie, ciągnął do „wigwamu” czy jaskini i używał sobie
ile wlezie – powiedział z sarkazmem Damian – tę tradycję naszych przodków też
chce pani kultywować?
- Cham – parsknęła, usiadła z powrotem na
pisku i podkuliła kolana pod brodę – gburowaty, niewychowany cham. Palcem nie
kiwnę by panu pomóc.
- I bez łaski. Chcesz sobie tu siedzieć?
Świetnie – warknął ze złością – idę poszukać czegoś, co może nam się przydać a
ty sobie rób co chcesz! Jutro zabieram się stąd.
Zezłoszczony Damian poszedł do dżungli, po
chwili zniknął w zaroślach. Nadąsana kobieta został na plaży obserwując zachód
słońca.
Mijały godziny, mężczyzna przepadł.
Dziewczyna zaczynała się niecierpliwić. Czerwona tarcza słoneczna zniknęła już
zupełnie za horyzontem, jedynie słaba pomarańczowa łuna rozciągała się jeszcze
daleko na niebie. Powoli zaczął jej doskwierać chłód.
- No gdzie on się podział – mruknęła sama do
siebie.
Różne niepokojące przeczucia zaczęły się
kłębić w jej głowie. Może znalazł drogę ucieczki z tego miejsca i zostawił mnie
– myślała – albo zrobił sobie coś, spadł z drzewa i się połamał, mogło
zaatakować go jakieś zwierze. Może nie chce mnie więcej widzieć. Albo leży
gdzieś w krzakach nieprzytomny.
Mimo, że nie darzyła swojego towarzysza
zbytnią sympatią, postanowiła go poszukać. W końcu w tej sytuacji jakiekolwiek
towarzystwo było lepsze niż żadne. Zważywszy na okoliczności, w jakich się
poznali, powinni trzymać się razem, współpracować, tym czasem wciąż się
kłócili. Nie potrafiła nawet stwierdzić dlaczego, wiedziała, że w tym
mężczyźnie jest coś takiego, co sprawiało, że nie mogła być obojętną wobec
niego. Coś pomiędzy nimi iskrzyło do tego stopnia, że nie mogli się
powstrzymać, od kąśliwych komentarzy pod adresem towarzysza.
Postanowiła sprawdzić co się wydarzyło, podniosła
się z ziemi i ruszyła w stronę lasu. W ciemnościach dżungla wyglądała
tajemniczo, nieco strasznie. Dziewczyna stała przed czarną, postrzępioną ścianą
lasu zbierając odwagę, by wkroczyć w tę niezbadaną dzicz.
Odetchnęła głęboko i w końcu ruszyła, przedzierając
się przez gałęzie drzew i krzaków. Nie wiele widziała, cienkie sprężyste jak
pejcze witki raz po raz boleśnie smagały ją po nogach i rękach, mimo to brnęła
wciąż na przód. Nie wiedziała tak naprawdę w którą stronę podążać, szła po
prostu przed siebie. Nagle zorientowała się, że nie widać już plaży, wokół był
tylko ciemny, huczący odgłosami nocy las. Zgubiła się. Była zmęczona, obolała i
samotna, nie wiedziała, w którą stronę ma się udać. Krążyła bezradnie wkoło,
poszukując drogi, powrotnej na plażę.
- Jest tu kto? – Zawołała, lecz nikt jej nie
odpowiedział – czy ktoś mnie słyszy?!
W jej głosie wyraźnie dało się wyczuć lekką
panikę i lęk. Ruszyła wprost przed siebie, nie łatwo było przedostać się przez
gęstwinę, nagle usłyszała krzyk swojego towarzysza:
- To ty? – zawołał jakby spod ziemi.
- Hej – wrzasnęła kobieta – gdzie jesteś?
- Tutaj – powiedział Damian – siedzę w dole.
Uważaj, bo sama zaraz wlecisz.
Kobieta zatrzymała się, wolała nie ryzykować,
uważnie zbadała grunt pod nogami, wśród czarno, szarych plam spostrzegła jedną
sporą, ciemniejszą niż otoczenie. Ostrożnie podeszła do krawędzi, wymacała
zbocze wykopu i przycupnęła na kolanach, tuż przy nim. Zajrzała do środka,
mężczyzna siedział w dole, we dłoni trzymał coś, co przypominało butelkę.
- Co ty tu robisz? – Zapytała zdziwiona.
- A na co to wygląda? – parsknął – nie
zauważyłem tej dziury i wpakowałem się do środka. Byłbym wdzięczny, gdybyś
pomogła mi się stąd wydostać.
Wykop nie był bardzo głęboki, jakieś trzy
metry. To wystarczyło, by Damian nie mógł wyjść po stromo ściętych ścianach,
bez pomoc z zewnątrz.
- Co mam zrobić?
- Poczekaj – powiedział i zaczął szukać
czegoś na ziemi – łap – zawołał po chwili.
Wyrzucił z wykopu coś, co brzdęknęło,
odbijając się od konarów drzewa. Dziewczyna podniosła z ziemi tajemniczy
przedmiot i obejrzała.
- Butelka? – parsknęła – skąd się tu wzięła?
- To nie jest zwykła butelka – zawołał
mężczyzna – to jest rum – oznajmił z zadowoleniem – prawdopodobnie zostawili ją
ci sami ludzie, którzy wykopali tę dziurę.
- A więc ktoś tu jednak zagląda od czasu do
czasu – ucieszyła się dziewczyna – wystarczy poczekać, aż ci ludzie tu wrócą.
- No nie wiem – pokręcił głową Damian – tego
jest tu tyle, że starczyłoby, dla dywizji wojska. Taką ilość mogli ukryć
jedynie przemytnicy, a raczej nie chcielibyśmy wpaść w ich ręce.
- Świetnie – parsknęła dziewczyna – po prostu
doskonale.
Mężczyzna wyrzucił jeszcze kilka butelek i
zawołał:
- Pomóż mi teraz wygrzebać się stąd.
- Niby jak mam to zrobić?
- Podaj rękę, albo weź jakiś kij.
Dziewczynie
nie chciało się błąkać po dżungli w poszukiwaniu czegoś, co mogło posłużyć za
linę, tak więc uklęknęła na krawędzi i wyciągnęła rękę. Mężczyzna chwycił jej
dłoń i zaczął gramolić się po ścianie. Niestety pośliznął się na jakimś
tkwiącym w zboczu kamieniu. Damian spadł na dół, ciągnąć za sobą swoją
towarzyszkę. Obydwoje wpadli do wydrążonej w ziemi dziury
A czemu oni się wciąż kłócą? Może ten rum im coś wniesie ugodowego w relację ;)
OdpowiedzUsuńJest takie powiedzenie, że kto się lubi ten się czubi. Ot, to jest nieodzowna część tego gatunku...
OdpowiedzUsuńhmmm... gdzieś już to widziałem http://www.filmweb.pl/film/Sze%C5%9B%C4%87+dni%2C+siedem+nocy-1998-180
OdpowiedzUsuńale że dobrze się czyta to będę zaglądał :) pozdrawiam
No, powiedzmy... gdzieś tam na początku kręci się ta historia, wokół wątków zbliżonych z filmem, ale ciekawie to robi się później. :)
OdpowiedzUsuń