Odcinek 6
Damian
następnego dnia obudził się we własnym mieszkaniu. Za nic nie mógł sobie
przypomnieć jak tam trafił, znaleziona w kieszeni wejściówka do klubu „Proxima”
zdawała się być dowodem, na to, że Piotrek w końcu postawił na swoim i
wyruszyli po pijaku na miasto.
Nie wstał przez
cały dzień z łóżka, był zbyt „chory”, by zajmować się czymkolwiek innym aniżeli
wylegiwanie pod kołdrą. Leżenie zresztą też było tego dnia drogą przez mękę.
Dopiero w
poniedziałek rano Damian zaczął w miarę sprawnie funkcjonować, nie chciało mu
się zbyt wcześnie wstawać, to też umówił się ze Zbyszkiem, że ten zabierze go
swoim samochodem spod domu, w drodze do pracy.
Damian czekał na
kolegę przy przystanku autobusowym, znajdującym się jakieś dwieście metrów od
kamienicy, w której mieściło się jego mieszkanie.
Zbyszek podjeżdżając
do zatoczki mignął światłami, jak zwykle trochę był spóźniony. Damian niemal w
biegu wskakiwał do auta. Samochód ruszył z piskiem opon. Po chwili czekania
włączył się w mozolny ruch uliczny, jaki zwykle panował po weekendzie.
- Cześć –
powiedział Zbyszek.
Wyglądał
nietęgo, był blady jak ściana, dwudniowy zarost na twarzy świadczył o tym, że
rano chyba, jeszcze nie czuł się zbyt dobrze.
- Cześć – odparł
Damian markotnie – kiepsko dzisiaj wyglądasz.
- Ty też nie
lepiej. Co w ogóle pamiętasz?
- Cholera nie
wiele – wzruszył ramionami Damian – gdzieś do jedenastej siedzieliśmy u
Piotrka, potem zdaje się, że ktoś rzucił hasło, żeby pojechać na miasto.
- A to pamiętam
– stwierdził Zbyszek – ty znowu zacząłeś wzdychać do tej… swojej… no i Krzysiek
stwierdził, że powinniśmy jej poszukać. Zamówiliśmy taksówkę i nie mam pojęcia
co dalej było.
- Mam nadzieję,
że nie zrobiliśmy jakiejś głupoty – westchnął Damian.
W piciu wódki
nie było nic bardziej przerażającego niż „urwany film”. W dodatku kiedy
ostatnią rzeczą jaką się zapamiętało, był zamiar realizacji jakiegoś durnego
pomysłu powstałego na fali podniecenia i otępiałego braku rozwagi, wywołanego
zatruciem alkoholowym, to nie wróżyło nic dobrego.
Zbyszek nagle
obejrzał się w prawo, rozdziawił głupio usta gapiąc się w ustawiony przy drodze
bilbord. Zupełnie przestał zwracać uwagę na jezdnię.
- Coś głupiego –
parsknął i wskazała palcem baner reklamowy przy chodniku – a co powiesz o tym?
Obaj mężczyźni
utkwili wzrok w plakacie na którym znajdowała się wielka podobizna dziewczyny,
którą parę dni wcześniej narysował Damian. Pod spodem był napis: „Pokochałem
Cię, od kiedy mi się przyśniłaś. Jeżeli rozpoznajesz się na tym portrecie
zadzwoń:” dalej był numer telefonu komórkowego Damiana.
Gapili się tępo
w portret, kompletnie nie zwracając uwagi na to, co działo się na jezdni. Takie
zachowanie za kierownicą musiało się źle skończyć. Zbyszek zagapił się, nie
zauważył jak auto przed nimi nagle hamuje. Uderzył w tył samochodu, brzęk
tłuczonego szkła i gnącej się blachy wyrwał z zadumy oby-dwu panów.
- O kurwa –
syknął wściekle Zbyszek łapiąc się za głowę – jak pierdolę.
Przez chwilę
siedzieli w szoku nie wiedząc co zrobić, w końcu Zbyszek wrzucił kierunkowskaz
i zjechał na pobocze, auto przed nimi zrobiło dokładnie to samo.
Z pojazdu
wyskoczył wściekły kierowca, młoda kobieta o krótkich rudych włosach
potarganych w „artystycznym nieładzie”, miała wielkie zielone oczy, piegi i
delikatnie zadarty nosek. Ubrana była w szarą jesionkę i dzwony. Podbiegła do
kierowcy samochodu, który przed chwilą „skasował” jej auto wrzeszcząc i
gestykulując.
Zbyszek opuścił
szybę, nawet nie próbował się bronić.
- Co pan sobie
wyobraża – wykrzyczała dziewczyna – że ma pan większy i nowszy samochód to
można panu robić na drodze co dusza zapragnie? Wie pan jak ciężko znaleźć
części do tego gruchota?
Mężczyźni
popatrzyli na pojazd kobiety, w pierwszej chwili nie zwrócili uwagi na markę
ani model, teraz spostrzegli, że był to biały Renault 19 co najmniej
dziesięcioletni. Zobaczyli też, że uszkodzenia nie były zbyt poważne, stłuczona
tylna lampa i połupany zderzak.
- Bardzo mi
przykro – zdołał jedynie wydukać Zbyszek – pokryję wszelkie szkody…
- No jestem
ciekawa – parsknęła dziewczyna – dać pieniądze to nie problem, a co z
ubezpieczeniem? Wiecie ile czasu zajęło mi znalezienie mechanika, który
podstemplował mi kartę przeglądu technicznego tego gruchota?
Damian popatrzył
na Zbyszka, mężczyzna miał wyjątkowo głupią minę, gapił się w tę kobietę z
wyjątkowo kretyńskim wyrazem twarzy. Ciężko było stwierdzić, czy ten grymas na
jego ustach to wynik zauroczenia, stłuczki, czy też może kaca.
- Obiecuję, że
zadbam osobiście o naprawę – powiedział, kiedy dziewczyna zmęczyła się krzykami
– sprowadzę każdą część jaka będzie potrzebna, załatwię mechanika i pokryję
wszelkie koszty.
Kobieta
popatrzyła na niego ze zdziwieniem, niedowierzaniem.
- Naprawdę pan
to zrobi – zapytała – bo widzi pan… to nie pierwsza moja stłuczka – oznajmiła
nieco spokojniej – jeżeli ojciec się dowie, że znowu mia-łam wypadek, to
naprawdę mi się dostanie.
Zbyszek wysiadł
z samochodu, podszedł do auta dziewczyny i obejrzał zniszczenia dokładnie, tak
jak przypuszczał pojazd zbytnio nie ucierpiał. Nie było poważnych uszkodzeń,
ledwie wgnieciony zderzak i potłuczone światła.
- Nie jest źle –
stwierdził – dobry blacharz, trochę lakieru i samochód będzie jak nowy. Zajmę
się wszystkim.
- Naprawdę? –
dziewczyna wyraźnie odetchnęła z ulgą, na jej twarzy za-gościł uśmiech – będę
panu wielce zobowiązana.
- Poproszę pani
numer – powiedział spokojnie Zbyszek.
- Po co? –
Odparła nieco zaskoczona.
- No jak to po
co – parsknął mężczyzna – no chyba muszę mieć z panią kontakt.
Kobieta zmrużyła
oczy zlustrowała Zbyszka podejrzliwym spojrzeniem.
- Chodzi o
samochód – powiedział.
- A…tak, o samochód
– stwierdziła – oczywiści. To w takim razie ja także poproszę o pański numer.
- A to skubaniec
– parsknął z krzywym uśmieszkiem, sam do siebie Damian – podrywać dziewczynę na
stłuczkę? Kosztowne, ale oryginalne.
Uczestnicy
wypadku wymienili się numerami telefonów, wsiedli do aut i każde pojechało w
swoją stronę. Damian przyglądał się koledze, nie zauważył, by Zbyszek przejął
się szczególnie wypadkiem, wręcz przeciwnie, wyglądało na to, że ma doskonały
humor.
- I z czego się
tak cieszysz?
- Znasz Wiktora
Kosowskiego?
- Wiktora? Tego,
co prowadzi warsztat samochodowy?
- To mój kolega
ze szkoły – powiedział Zbyszek – prowadzi hurtownię części samochodowych. Tę
„renówkę” naprawi w dwa dni i to po kosztach. A ja zdobyłem numer do fajnej
dupci.
- Często
podrywasz dziewczyny w ten sposób? – Zapytał Damian – to chyba dosyć droga
zabawa.
- Wiesz co?
Przestań – mruknął kierowca – przypadkiem w nią stuknęliśmy, z resztą przez
ciebie.
- Przeze mnie –
parsknął Damian – to nie twój numer telefonu wisi na bilbordzie, przy wjeździe
do centrum. Wiesz ile świrusów go zobaczy?
Zatrzymali się
na światłach, sznureczek samochodów ciągnął się we wszystkie strony, od
skrzyżowania, tępo jazdy drastycznie spadło. Z pasa zieleni wyskoczył
gazeciarz, jak co rano sprzedawał dziennik znudzonym, podróżą w korkach
kierowcom.
- Weź mi gazetę
– Damian wyciągnął z portfela dwa złote.
Zbyszek opuścił
szybę i zawołał sprzedawcę. Mężczyzna podszedł do samochodu, wziął gotówkę i
podał za foliowaną gazetę. Kierowca przekazał następnie dziennik koledze.
Podróż trwała
długo, zawsze w poniedziałkowy ranek korki były największe. Masa ludzi
dojeżdżała do pracy w stolicy samochodami z różnych zakątków Polski. Na autach
można było zobaczyć tablice z każdej części kraju: Śląsk, Kielecczyzna, Radom,
Płock, Olsztyn.
Damian z nudów
zaczął przeglądać gazetę, nie chciało się mu jej czytać, tak więc kartkował
strona po stronie. Dotarł w końcu do działu „ogłoszenia drobne” od niechcenia
przerzucał kolejne kartki, kiedy nagle jego uwagę przy-kuł jeden z anonsów.
- O cholera –
mruknął.
- Co jest?
Mężczyzna
obrócił gazetę przodem do kierowcy i wskazał na wielką rubrykę w prawym górnym
rogu. Zbyszek rzucił okiem i parsknął śmiechem. Ogłoszenie miało dokładnie tę
samą treść co bilbord, który mijali po drodze.
- Ten dziennik
ma zasięg krajowy – stwierdził – teraz cała Polska będzie wiedzieć, że jesteś
rąbnięty.
- To wcale nie
jest śmieszne – burknął Damian – jakim cudem zamieściliśmy coś takiego w
gazecie?
Wyciągnął
telefon z kieszeni i wybrał numer Piotrka, po kilku sygnałach w słuchawce
odezwał się zaspany głos lekarza:
- Czego chcesz?
– Mężczyzna ziewną – wiesz, że wieczorem mam dyżur, muszę się wyspać.
- Cześć Piotruś
– powiedział poirytowany grafik. – Czytałeś może poranną prasę?
- Nie, a bo co?
- Powiedz mi co
za idiota wpadł na pomysł by umieścić ogłoszenie z moim numerem telefonu w
gazecie?
- A, o to chodzi
– mruknął lekarz – no ty.
- Ja? Jak do
tego doszło?
- Zacząłeś
„płakać” za tą swoją wymyśloną kobietą – powiedział głos w słuchawce – że jej
nigdy nie znajdziesz, nie zaznasz szczęścia i takie tam pierdoły, Krzysiek
stwierdził, że zna kogoś w redakcji jednego z dzienników, zaczęliście
zastanawiać się, jak wykorzystać ten fakt i wydumałeś, że napiszesz do gazety.
O ile minie pamięć nie zawodzi, miało to być coś romantycznego i szalonego…
- Anons
towarzyski w prasie – westchnął Damian – też mi „romantyczne”.
- Na pewno
szalone – stwierdził Piotrek.
- Pomijając już
samą chęć – powiedział grafik – jakim kurwa cudem udało nam się zamieścić te
ogłoszenie?
- To robota
Krzyśka – stwierdził lekarz – kiedy ty zacząłeś się użalać, że nic z tego nie
wyjdzie on zadzwonił do kumpla, który pracuje w gazecie, bawił się akurat w
„Proximie” i powiedział, że jak podjedziemy tam do niego, to zobaczy co da się
zrobić. Wezwaliśmy taksówkę, pojechaliśmy do ciebie, zabraliśmy rysunek i kartę
kredytową…
- Co? Moją kartę
do bankomatu? – Jęknął Damian.
- Uparłeś się –
rzekł Piotrek – i nic nie dało się zrobić. Zawinęliśmy do bankomatu, ty
próbowałeś wybrać wszystko z konta, ale masz ustawiony limit dzienny. Wziąłeś
co się dało i ruszyliśmy do klubu
- No pięknie –
westchnął Damian – ale się załatwiłem. Dzięki – powiedział do Piotrka – nie
przeszkadzam dłużej. Cześć – rozłączył się.
- No i czego się
dowiedziałeś?
- Nie piję
więcej z wami – powiedział oschle Damian. – Nigdy więcej nie wezmę alkoholu do
ust.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz