Odcinek 5
Dziennikarka
rozejrzała się nerwowo, spostrzegła samotnego mężczyznę, siedzącego na
ławeczce, w rogu. Przyjrzała mu się uważnie.
- Damian –
odetchnęła z ulgą – cóż za niespodziewane spotkanie…
- Co się stało –
rzekł – na sali jest więcej osób o których napisała pani niepochlebne artykuły?
A może ściga panią tłum wielbicieli…
- No może nie
„tłum” – stwierdziła – jeden, za to kompletnie „porąbany”.
Damian podniósł
się z ławeczki i podszedł do dziennikarki, wyjrzał w dół przez barierkę.
- Moim zdaniem
to trochę za wysoko, żeby pchać się tędy do parku – oznajmił.
Ewa co chwila
nerwowo zerkała na przeszklone drzwi, za którymś razem w końcu dostrzegła to,
czego najbardziej się obawiała, z zamkiem uparcie walczył Szymon, po chwili
wdarł się na taras.
Dziennikarka w
akcie desperacji, nie wiedząc co zrobić, zarzuciła ręce na szyję Damianowi.
- Pomóż mi – wyszeptała
– błagam…
Walendowicki
ruszył w ich kierunku, Ewa chwyciła za rękę Damiana i zaciągnęła w stronę
aktora.
- Szymonie –
powiedziała z uśmiechem – przedstawiam ci mojego narzeczonego.
Rzemojewski
wytrzeszczył oczy popatrzył pytająco na dziewczynę, ona dyskretnie dawała mu
znaki, żeby zagrał tę rolę dla niej.
- Damian – podał
rękę artyście – skądś znam pańską twarz.
- No cóż –
napuszył się Walendowicki – to mnie nie dziwi…
- Już wiem –
parsknął grafik – widziałem pana w redakcji „Rity”.
- Co? Wiesz kim
ja jestem? – irytował się Szymon.
Było ciemno,
Damian musiał uważnie się przyjrzeć, mężczyźnie, by stwierdzić, że widział go w
telewizji.
- A no tak –
parsknął – pan występuje w „operach mydlanych”.
- O wypraszam to
sobie – mruknął Walendowicki – zajmuję się poważną sztuką, nie szmirą. Wiesz
pan, że nikt w tym kraju nie zagrał więcej razy roli Gustawa – Konrada niż ja?
Damian
przypomniał sobie wielką filmową superprodukcję „Dziady – na motywach poematu
Adama Mickiewicza” z Szymonem w roli głównej, oglądając to pożal się Boże
„widowisko” doszedł do wniosku że interpretacja tej postaci przez
Walendowickiego była płaska, bez charakteru zbyt zmanierowana. W pamięci
utkwiły mu doskonałe kreacje Gustawa – Konrada wielkich mistrzów aktorstwa:
Holoubka, Żmijewskiego, Żebrowskiego natomiast to, co pokazał Szymon było po
prostu śmieszne. Opinia, że dostał tę rolę ze względu na popularność nie była
przesadzona.
- Naczy się
„Dziada” – parsknął rozbawiony Damian.
- W „Dziadach”
ty niedouczony ignorancie – powiedział Szymon i popatrzył na Ewę – jak możesz
być z tym nieukiem, kiedy możesz wybrać mnie? Byłabyś moim słońcem, księżycem
na niebie, jutrzenką zwiastującą rosę, stanowiłabyś idealne dopełnienie mej
skromnej osoby. Jesteś tak piękna, że… zasługujesz na to by być ze mną.
Damian z Ewą
popatrzyli na siebie ich zniesmaczone miny wyrażały wszystko, co sądzili na
temat artysty, tym czasem aktor ciągnął swój monolog:
- Jak możesz
więc stawać pomiędzy nami – zwrócił się do Rzemojewskiego – nie widzisz, że ja
– bożyszcze tłumów mogę dać jej wszystko? Potrafię jak nikt w tym kraju prawić
kobiecie komplementy. Uczynię ją sławną i niesamowicie popularną. A co ty jej
możesz ofiarować? Czym możesz uwieść tę dziewczynę?
To co wygadywał
aktor zaczęło irytować Damiana, do tej pory nie zdawał sobie sprawy z tego, że
Szymon jest tak zapatrzony w siebie, to sprawiło, że grafik tym łatwiej wczuł
się w swoją rolę, postanowił zagrać Walendowickiemu na nosie. Ujął dłonie
kobiety, popatrzył na aktora:
- Szczerością i
oddaniem, czymś, czego ty nie jesteś w stanie ofiarować nikomu – spojrzał w
błękitne oczy Ewy – jesteś piękną kobietą, zasługującą na to by cię kochać
szalenie i bez opamiętania – powiedział – gdy patrzysz na mnie z tym ogniem
sprawiasz, że moje serce budzi się do życia, twój uśmiech jest jak przewodnie
światło w tunelu szarego życia, kocham twój wdzięk, czar, który roztaczasz,
wszędzie tam, gdzie się pojawisz. Bez naszych burzliwych dyskusji, wymiany
poglądów życie byłoby niczym. Chcę słuchać cię do końca moich dni, bo twój
najcichszy szept niesie mi radość i szczęście. Nie chcę być z tobą, chcę być
dla ciebie, ponieważ ty jesteś wszystkim, jesteś najważniejszą osobą w moim
życiu.
Walendowicki
stał nieco skonsternowany, Damian obserwował kątem oka rozgniewanego aktora, żeby
mu jeszcze dopiec objął czule kobietę i pocałował namiętnie. Ewa z początku
zaskoczona obrotem sprawy, szybko jednak przyłożyła się do odgrywania namiętnej
kochanki, oddanej swemu mężczyźnie i odwzajemniła pocałunek.
Szymon był
wściekły, patrząc na to widowisko. Przecież to on był idolem nastolatek, jego
kochały media, mimo to nie on podbił serca Ewy.
- O nie –
parsknął aktor – ja nie dam się tak upokorzyć. Jakaś głupia suka nie będzie
pomiatać Szymonem Walendowickim.
Damian puścił
kobietę i podszedł do artysty.
- Hej kolego –
rzekł – licz się trochę ze słowami.
- Bo co – Szymon
trącił palcem Damiana.
- Bo zarobisz w
„czapę” i się skończy „dzień dziecka” – tym razem to grafik pchnął aktora.
Ten nie pozostał
rywalowi dłużny i też go szturchnął.
- Przestańcie –
powiedziała zdenerwowana zaistniałą sytuacją Ewa – zachowujecie się jak dzieci.
- Przestań w
końcu mnie „tykać” – powiedział poirytowany Damian.
- Bo co – aktor
zacisnął pięści i przyjął pozycję do walki – chcesz się bić? Wiesz, że na
planie „Sensacyjnych” używałem teakwondo?
- Jesteś żałosny
– stwierdził grafik – zupełnie nie rozumiem jak można było powierzyć rolę
Gustawa – Konrada takiemu beztalenciu. W szkolnych teatrzykach widziałem lepsze
kreacje.
Szymon nie zwykł
wysłuchiwać słów krytyki, to też zareagował dość agresywnie. Wyprowadził cios w
twarz Damiana, Rzemojewski cofnął się w tył i złapał za szczękę.
- „Kryminalne
zagadki Pruszkowa” – powiedział z dumą Walendowicki – scena dwudziesta siódma,
walka w ręcz z gangsterami w barze.
Ewa natychmiast
podeszła do Damiana, chwyciła go za dłoń.
- Nic ci nie
jest? – Zapytała z przejęciem.
- O nie –
warknął rozgniewany grafik, masując szczękę – teraz to mnie dopiero ten typ
wkurwił.
Podszedł do
aktora zamarkował cios lewą ręką, po czym huknął prawym prostym w podbródek
przeciwnika. Dobrze trafiony w szczękę Walendowicki zatoczył się i osunął
zamroczony na posadzkę.
- Wiejskie
wesele mojej kuzynki – powiedział Damian – remiza strażacka, bijatyka przy
drzwiach stodoły.
Nagle jak spod
ziemi wyrósł Okonski, mężczyzna zacisnął pięści i podbiegł do Rzemojewskiego.
Zaczął wymachiwać ręką, Damian myślał już, że ma na karku kolejnego „kogucika”,
który zechce mu podskakiwać, nieznacznie się pomylił. Asystent wysunął palec
wskazujący i pogroził nim grafikowi:
- No to czeka
cię bratku proces – powiedział – nasi adwokaci zerwą z ciebie skórę…
- Nie sądzę –
parsknęła Ewa – ty i ten twój fircykowaty „szefu” będziecie siedzieć cicho i
grzecznie, niczym myszki pod miotłą. Jeżeli któryś pójdzie z tym do sądu to
wtedy rozpuszczę plotkę – dziewczyna chwilę się zastanawiała, co by mogło
bardzo ugodzić w „ego” Szymona, wpadł jej do głowy świetny pomysł – że
Walendowski jest fatalnym kochankiem…
- Albo lepiej –
wtrącił Damian – napisz że się w łóżku nie spisuje, bo mu nie „staje”. I dorzuć
jeszcze, że to mu nie przeszkadza, bo jest gejem, i to biernym…
- O to byłoby
to! – Uśmiechnęła się dziennikarka – sensacja, dzięki której długo Szymon by
gościła na pierwszych stronach gazet.
- Nie
ośmieliłabyś się – parsknął asystent.
- Chcesz się
przekonać? – Z niekrytym zadowoleniem powiedziała Ewa.
Na taras
wparowali ochroniarze z dyskoteki, mężczyźni w mig pochwycili Rzemojewskiego i
przyparli do ściany.
- Co wy robicie
– zawołała Ewa – to nie ten zaczął, on minie tylko bronił.
- Pani jest tą
redaktorką – powiedział jeden z ogolonych na łyso mężczyzn, uważnie
przyglądając się kobiecie – moja dziewczyna bardzo lubi pani artykuły.
- Tak to ja –
przyznała.
- A to
przepraszam – mężczyzna ukłonił się – puśćcie pana – powiedział do kolegów –
zabierzcie lepiej tego drugiego.
Ochroniarze
uwolnili Damiana i ruszyli do Szymona. Na próżno Okonski próbował chronić
swojego przełożonego, dwóch „napakowanych” dryblasów złapało go za ramiona i
wyniosło z tarasu.
- Ty, ale numer
– jeden ze stróżów, pilnujących porządku w lokalu przyjrzał się leżącemu na
tarasie człowiekowi – to ten aktor, ten z którym porównywała mnie ciągle moja
była narzeczona.
Osiłek kopnął,
niby przypadkiem Walendowickiego, aktor jęknął, Ewa z Damianem popatrzyli na
siebie z kwaśnymi minami.
- No co? – Rzekł
ochroniarz – to przez tego skurwysyna Kaśka odeszła, ciągle tylko powtarzała:
„Walendowicki to”, „Walendowicki tamto”, „czemu nie jesteś jak Walendowicki”?
Już rzygać się od tego chciało…
- Dobra
zabierajcie go – powiedział jeden z ochroniarzy – a państwu należą się drinki,
na koszt firmy w dowód przeprosin za cały ten incydent.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz