wtorek, 2 czerwca 2015

Dziewczyna marzeń - Alkohol a dobre rady

Odcinek 2

Po kilkudziesięciu minutach siedział już w autobusie, jadącym w stronę dworca „Warszawa Centralna”. Nienawidził tłuc się komunikacją miejską. Prawie zawsze panował na tej trasie tłok, w dodatku jechał linią zwykłą, pojazd zatrzymywał się dosłownie co trzysta metrów. Wlókł się tak wolno, że Damian zaczął zastanawiać się, czy może by nie po ścigać się z nim na piechotę. Miał dość komunikacji miejskiej, ale był na nią skazany, od czasu, kiedy to jego samochód zleciał z mostu i rozbił się o piaszczyste nadbrzeże. Ubezpieczyciel wciąż jeszcze rozpatrywał jego podanie o wypłacenie należności z tytułu polisy autocasco. Nie miał nawet co myśleć o zakupie nowego auta, póki nie otrzymał pieniędzy z ubezpieczenia.
Na szczęście o tej porze nie było dużego tłoku na drogach, pojazd więc ja-koś przejechał przez rzekę i ruszył „Alejami Jerozolimskimi” na zachód. Wciąż Damian czuł  zimne dreszcze, przechodzące po plecach, ilekroć przejeżdżał mostem nad Wisłą.
Wysiadł na przystanku, tuż przy zejściu do podziemi wiodących pod stary odrapany budynek Dworca Centralnego, po drugiej stronie drogi wznosił się dumnie majestatyczny hotel ze szkła i stali, po prawej znajdował się wielki, rozłożysty kompleks, z wysoką wieżą po środku nazwany Pałacem Kultury i Nauki.
Mężczyzna zbiegł do podziemi, zapach jedzenia z fastfoodów uderzał zaraz przy schodach i roznosił się po całej dworcowej galerii, pełnej niewielkich sklepików, kiosków i mini barów, umiejscowionych w niszach ścian korytarza. W podziemiach jak zwykle panował duży tłok i harmider. Każdy przechodzień gdzieś pędził, nie zważając na innych, ludzi, na których trafiał po drodze. Jedynie przy kasach biletowych i peronach tworzył się tłum pasażerów, oczekujących na bilety bądź pociąg.
Damian też się śpieszył, ruszył wprost przed siebie korytarzem, przechodzącym prostopadle nad torami, odnalazł właściwy peron i zjechał na dół ruchomymi schodami. Znalazł się na podziemnej stacji, jaskrawe światła jarzeniówek oświetlały wydrążony w ziemi korytarz i perony, przy których czekało już kilka pociągów, wyruszających we wszystkie strony. Był w samą porę ekspres właśnie wjeżdżał. Tłum na stacji skupił się już wzdłuż linii bezpieczeństwa czekając aż toporne wagony zatrzymają się we wskazanych przez spikera sekto-rach. Kiedy pociąg w końcu się zatrzymał mężczyzna zaczął poszukiwać konduktora włóczącego się gdzieś pomiędzy podróżnymi, wpychającymi się do wa-gonów. Tu i ówdzie odbywały się czułe pożegnania. Jakaś para nie mogła się oderwać od siebie, kobieta wyjeżdżała, mężczyzna najwyraźniej nie miał ochoty, ją puszczać. Trochę dalej rodzice żegnali swojego syna, zupełnie tak, jakby wyjeżdżał co najmniej na wojnę. Gdzie indziej małżeństwo z dwójką dzieci ściskało jakąś starszą parę, zapewne teściów.
Damian w końcu namierzył mężczyznę w mundurze kolejarza, wskazującego dwóm nastolatkom wagon, którego numer miały wypisany na miejscówce. Przedostanie się do niego, między pasażerami wymagało trochę czasu. W końcu się udało.
- Przepraszam – powiedział – dzień dobry.
- Dobry – odparł konduktor, nawet nie patrząc na niego.
- Chciałem wysłać przesyłkę.
- Chwileczkę – rzekł kolejarz – widzi pan co tu się dzieje. Niech pan podejdzie no wagonu szóstego i poczeka tam na mnie.
Damian posłuchał polecenia odnalazł sektor w którym zatrzymał się wskazany skład. Minęło kilka minut, aż w końcu pojawił się konduktor.
- Proszę za mną – powiedział, wsiadając do pociągu.
Udali się do przedziału, zarezerwowanego dla personelu, wewnątrz na jednym z siedzeń polegiwał inny jegomość w kolejarskim uniformie. Damian wręczył paczkę konduktorowi, ten odłożył ją na półkę, wyciągnął formularz, długopis i zaczął notować.
- Dokąd jedzie?
- Do Konina – oznajmił grafik
Kolejarz wypisał jeden blankiecik i zabrał się za następną kartkę. Damian wyraźnie znudzony zaczął zerkać przez okno, miał doskonały widok na sąsiedni peron. Tam również stał jakiś ekspres, brak tłoku, na stacji wskazywał na to, że za chwilkę będzie odjeżdżał.
- Dwadzieścia pięć złoty – powiedział konduktor.
Grafik wręczył kolejarzowi wymienioną sumę.
- Można prosić o fakturę? – powiedział.
- Dam panu kwit – stwierdził pracownik kolei – po fakturę trzeba się zgłosić do działu obsługi na górze.
Damian pokiwał głową na znak, że zrozumiał, wciąż obserwował pojedynczych pasażerów śpieszących się na pociąg, przy sąsiednim peronie. Nagle kątem oka spostrzegł kogoś wyglądającego znajomo. Młoda kobieta, właśnie zeskoczyła z ruchomych schodów i biegła w kierunku najbliższych drzwi do wagonu. Ubrana była w zieloną jesionkę i taszczyła wielką torbę podróżną. Jej długie, ciemne, lekko kręcone włosy od razu przykuły jego uwagę. Nie widział jej twarzy, jednak w jej ruchach, gestach było coś znajomego. Natychmiast przykleił się do szyby. Dziewczyna obejrzała się, teraz dostrzegł jej śliczną buzię i ciemne brązowe oczy. To była ONA, kobieta, którą dotąd spotykał tylko we śnie, istniała naprawdę i była tuż obok. Zerwał się na równe nogi i wybiegł z przedziału.
- Proszę pana kwit – zawołał kierownik pociągu, machając zapisanym świstkiem papieru.
Damian go nie słuchał, przepchnął się pomiędzy stłoczonymi, jeszcze w przejściu pasażerami i wyskoczył z wagonu na peron.
- Kwit!
Obejrzał się, konduktor stał w oknie i machał kartką papieru. Grafik podbiegł do niego i wyrwał zwitek.
- Dziękuję!
Zawołał i skoczył ku sąsiedniemu peronowi. Zobaczył jak nieznajoma wsiada do wagonu i znika w pociągu. Kierownik jej ekspresu właśnie zagwizdał, był to znak, że za chwilkę ruszą. Nie było czasu, na to by przejść po schodach górą. Damian wybrał krótszą, ryzykowniejszą drogę, przez tory.
Dał susa na szyny, potem wdrapał się na górę i po chwili biegł już po pero-nie w stronę pociągu, do którego wsiadła nieznajoma. Dostrzegł ją w jednym z przedziałów, odstawiła walizkę na półkę bagażową i usiadła tuż przy oknie. Ekspres ruszył, mężczyzna biegł za nim machał rękoma i krzyczał jak oszalały. Udało mu się zwrócić jej uwagę spojrzała w jego stronę. Na jej twarzy wymalowało się zaskoczenie. Wciąż patrzyła na niego z nieopisanym zdziwieniem. Pociąg nabierał już prędkości Damian nie miał szansy by za nim nadążyć, na domiar złego napatoczyli się dwaj mundurowi ze służby ochrony kolei. Złapali go kiedy bezradnie gonił ekspres.
- Dokąd panu się tak śpieszy – powiedział policjant – przełazić po torach – pokręcił głową – oj, nie ładnie.
- O rzesz kurwa mać – mruknął grafik chwytając w płuca powietrze, patrzył z obłędem w oczach na odjeżdżający ekspres – pociąg – zawołał wskazując palcem znikające w tunelu wagony.
- Nie panu pierwszemu i nie ostatniemu ucieka – spokojnie oznajmił „sokista” – co nie znaczy, że upoważnia to pana do przechodzenia, przez tory w niedozwolonym miejscu. Tak więc będzie mandacik.
- Wy nic nie rozumiecie – parsknął – dziewczyna…
- Niech zgadnę – powiedział jeden z mundurowych – tym pociągiem odje-chała matka pańskich dzieci – parsknął.
- No, jeszcze nie teraz – mruknął Damian – ale może w przyszłości…
- Nie wykręci się pan tak łatwo – westchnął policjant – zawsze chcecie się głupio „wyłgać”, ale nic z tego, będzie dwieście złoty.
Chciał im wszystko wytłumaczyć, opowiedzieć o śpiączce, pięknej rajskiej plaży i nieznajomej z wyspy, w ostatniej chwili ugryzł się w język. Stwierdził, że wówczas może się skończyć gorzej, aniżeli tylko mandatem. Oczyma wyobraźni widział już jak w kaftanie bezpieczeństwa, sanitariusze prowadzą go do szpitala psychiatrycznego, bądź do izby wytrzeźwień.
W końcu przestał się rzucać.
- Niech pan pisze – machnął ręką.


Kiedy policjant skończył, Damian zabrał mandat, wepchnął go do kieszeni płaszcza i ze spuszczoną głową wyszedł z peronu. Idąc tak podziemnym przejściem nie zawracał już uwagi na pędzących przechodniów, kilka razy wpadł na gnającego w stronę stacji podróżnego, ale i to nie było w stanie otrząsnąć go z zadumy. Wciąż zastanawiał się nad tym, czy przypadkiem nie stracił jednej jedynej szansy w życiu na to, by poznać tą, która była jego drugą połową. Przyszło mu do głowy, że być może było im pisane spotkać się na tej stacji, a potem pozostać na zawsze razem, pomyślał, że chyba właśnie zaprzepaścił jedyną okazję, a druga miała nigdy się nie przydarzyć. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz