Odcinek 2
Po
kilkudziesięciu minutach siedział już w autobusie, jadącym w stronę dworca
„Warszawa Centralna”. Nienawidził tłuc się komunikacją miejską. Prawie zawsze
panował na tej trasie tłok, w dodatku jechał linią zwykłą, pojazd zatrzymywał
się dosłownie co trzysta metrów. Wlókł się tak wolno, że Damian zaczął
zastanawiać się, czy może by nie po ścigać się z nim na piechotę. Miał dość
komunikacji miejskiej, ale był na nią skazany, od czasu, kiedy to jego samochód
zleciał z mostu i rozbił się o piaszczyste nadbrzeże. Ubezpieczyciel wciąż
jeszcze rozpatrywał jego podanie o wypłacenie należności z tytułu polisy
autocasco. Nie miał nawet co myśleć o zakupie nowego auta, póki nie otrzymał
pieniędzy z ubezpieczenia.
Na szczęście o
tej porze nie było dużego tłoku na drogach, pojazd więc ja-koś przejechał przez
rzekę i ruszył „Alejami Jerozolimskimi” na zachód. Wciąż Damian czuł zimne dreszcze, przechodzące po plecach,
ilekroć przejeżdżał mostem nad Wisłą.
Wysiadł na
przystanku, tuż przy zejściu do podziemi wiodących pod stary odrapany budynek
Dworca Centralnego, po drugiej stronie drogi wznosił się dumnie majestatyczny
hotel ze szkła i stali, po prawej znajdował się wielki, rozłożysty kompleks, z
wysoką wieżą po środku nazwany Pałacem Kultury i Nauki.
Mężczyzna zbiegł
do podziemi, zapach jedzenia z fastfoodów uderzał zaraz przy schodach i
roznosił się po całej dworcowej galerii, pełnej niewielkich sklepików, kiosków
i mini barów, umiejscowionych w niszach ścian korytarza. W podziemiach jak
zwykle panował duży tłok i harmider. Każdy przechodzień gdzieś pędził, nie
zważając na innych, ludzi, na których trafiał po drodze. Jedynie przy kasach
biletowych i peronach tworzył się tłum pasażerów, oczekujących na bilety bądź
pociąg.
Damian też się
śpieszył, ruszył wprost przed siebie korytarzem, przechodzącym prostopadle nad
torami, odnalazł właściwy peron i zjechał na dół ruchomymi schodami. Znalazł
się na podziemnej stacji, jaskrawe światła jarzeniówek oświetlały wydrążony w
ziemi korytarz i perony, przy których czekało już kilka pociągów, wyruszających
we wszystkie strony. Był w samą porę ekspres właśnie wjeżdżał. Tłum na stacji
skupił się już wzdłuż linii bezpieczeństwa czekając aż toporne wagony
zatrzymają się we wskazanych przez spikera sekto-rach. Kiedy pociąg w końcu się
zatrzymał mężczyzna zaczął poszukiwać konduktora włóczącego się gdzieś pomiędzy
podróżnymi, wpychającymi się do wa-gonów. Tu i ówdzie odbywały się czułe
pożegnania. Jakaś para nie mogła się oderwać od siebie, kobieta wyjeżdżała,
mężczyzna najwyraźniej nie miał ochoty, ją puszczać. Trochę dalej rodzice
żegnali swojego syna, zupełnie tak, jakby wyjeżdżał co najmniej na wojnę. Gdzie
indziej małżeństwo z dwójką dzieci ściskało jakąś starszą parę, zapewne
teściów.
Damian w końcu
namierzył mężczyznę w mundurze kolejarza, wskazującego dwóm nastolatkom wagon,
którego numer miały wypisany na miejscówce. Przedostanie się do niego, między
pasażerami wymagało trochę czasu. W końcu się udało.
- Przepraszam –
powiedział – dzień dobry.
- Dobry – odparł
konduktor, nawet nie patrząc na niego.
- Chciałem
wysłać przesyłkę.
- Chwileczkę –
rzekł kolejarz – widzi pan co tu się dzieje. Niech pan podejdzie no wagonu
szóstego i poczeka tam na mnie.
Damian posłuchał
polecenia odnalazł sektor w którym zatrzymał się wskazany skład. Minęło kilka
minut, aż w końcu pojawił się konduktor.
- Proszę za mną
– powiedział, wsiadając do pociągu.
Udali się do
przedziału, zarezerwowanego dla personelu, wewnątrz na jednym z siedzeń
polegiwał inny jegomość w kolejarskim uniformie. Damian wręczył paczkę
konduktorowi, ten odłożył ją na półkę, wyciągnął formularz, długopis i zaczął
notować.
- Dokąd jedzie?
- Do Konina –
oznajmił grafik
Kolejarz wypisał
jeden blankiecik i zabrał się za następną kartkę. Damian wyraźnie znudzony
zaczął zerkać przez okno, miał doskonały widok na sąsiedni peron. Tam również
stał jakiś ekspres, brak tłoku, na stacji wskazywał na to, że za chwilkę będzie
odjeżdżał.
- Dwadzieścia
pięć złoty – powiedział konduktor.
Grafik wręczył
kolejarzowi wymienioną sumę.
- Można prosić o
fakturę? – powiedział.
- Dam panu kwit
– stwierdził pracownik kolei – po fakturę trzeba się zgłosić do działu obsługi
na górze.
Damian pokiwał
głową na znak, że zrozumiał, wciąż obserwował pojedynczych pasażerów
śpieszących się na pociąg, przy sąsiednim peronie. Nagle kątem oka spostrzegł
kogoś wyglądającego znajomo. Młoda kobieta, właśnie zeskoczyła z ruchomych
schodów i biegła w kierunku najbliższych drzwi do wagonu. Ubrana była w zieloną
jesionkę i taszczyła wielką torbę podróżną. Jej długie, ciemne, lekko kręcone
włosy od razu przykuły jego uwagę. Nie widział jej twarzy, jednak w jej
ruchach, gestach było coś znajomego. Natychmiast przykleił się do szyby.
Dziewczyna obejrzała się, teraz dostrzegł jej śliczną buzię i ciemne brązowe
oczy. To była ONA, kobieta, którą dotąd spotykał tylko we śnie, istniała
naprawdę i była tuż obok. Zerwał się na równe nogi i wybiegł z przedziału.
- Proszę pana
kwit – zawołał kierownik pociągu, machając zapisanym świstkiem papieru.
Damian go nie
słuchał, przepchnął się pomiędzy stłoczonymi, jeszcze w przejściu pasażerami i
wyskoczył z wagonu na peron.
- Kwit!
Obejrzał się,
konduktor stał w oknie i machał kartką papieru. Grafik podbiegł do niego i
wyrwał zwitek.
- Dziękuję!
Zawołał i
skoczył ku sąsiedniemu peronowi. Zobaczył jak nieznajoma wsiada do wagonu i
znika w pociągu. Kierownik jej ekspresu właśnie zagwizdał, był to znak, że za
chwilkę ruszą. Nie było czasu, na to by przejść po schodach górą. Damian wybrał
krótszą, ryzykowniejszą drogę, przez tory.
Dał susa na
szyny, potem wdrapał się na górę i po chwili biegł już po pero-nie w stronę
pociągu, do którego wsiadła nieznajoma. Dostrzegł ją w jednym z przedziałów,
odstawiła walizkę na półkę bagażową i usiadła tuż przy oknie. Ekspres ruszył,
mężczyzna biegł za nim machał rękoma i krzyczał jak oszalały. Udało mu się
zwrócić jej uwagę spojrzała w jego stronę. Na jej twarzy wymalowało się zaskoczenie.
Wciąż patrzyła na niego z nieopisanym zdziwieniem. Pociąg nabierał już
prędkości Damian nie miał szansy by za nim nadążyć, na domiar złego napatoczyli
się dwaj mundurowi ze służby ochrony kolei. Złapali go kiedy bezradnie gonił
ekspres.
- Dokąd panu się
tak śpieszy – powiedział policjant – przełazić po torach – pokręcił głową – oj,
nie ładnie.
- O rzesz kurwa
mać – mruknął grafik chwytając w płuca powietrze, patrzył z obłędem w oczach na
odjeżdżający ekspres – pociąg – zawołał wskazując palcem znikające w tunelu
wagony.
- Nie panu
pierwszemu i nie ostatniemu ucieka – spokojnie oznajmił „sokista” – co nie
znaczy, że upoważnia to pana do przechodzenia, przez tory w niedozwolonym
miejscu. Tak więc będzie mandacik.
- Wy nic nie
rozumiecie – parsknął – dziewczyna…
- Niech zgadnę –
powiedział jeden z mundurowych – tym pociągiem odje-chała matka pańskich dzieci
– parsknął.
- No, jeszcze
nie teraz – mruknął Damian – ale może w przyszłości…
- Nie wykręci
się pan tak łatwo – westchnął policjant – zawsze chcecie się głupio „wyłgać”,
ale nic z tego, będzie dwieście złoty.
Chciał im
wszystko wytłumaczyć, opowiedzieć o śpiączce, pięknej rajskiej plaży i
nieznajomej z wyspy, w ostatniej chwili ugryzł się w język. Stwierdził, że
wówczas może się skończyć gorzej, aniżeli tylko mandatem. Oczyma wyobraźni
widział już jak w kaftanie bezpieczeństwa, sanitariusze prowadzą go do szpitala
psychiatrycznego, bądź do izby wytrzeźwień.
W końcu przestał
się rzucać.
- Niech pan
pisze – machnął ręką.
Kiedy policjant
skończył, Damian zabrał mandat, wepchnął go do kieszeni płaszcza i ze
spuszczoną głową wyszedł z peronu. Idąc tak podziemnym przejściem nie zawracał
już uwagi na pędzących przechodniów, kilka razy wpadł na gnającego w stronę
stacji podróżnego, ale i to nie było w stanie otrząsnąć go z zadumy. Wciąż
zastanawiał się nad tym, czy przypadkiem nie stracił jednej jedynej szansy w
życiu na to, by poznać tą, która była jego drugą połową. Przyszło mu do głowy,
że być może było im pisane spotkać się na tej stacji, a potem pozostać na
zawsze razem, pomyślał, że chyba właśnie zaprzepaścił jedyną okazję, a druga
miała nigdy się nie przydarzyć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz