sobota, 6 czerwca 2015

Dziewczyna marzeń - Alkohol a dobre rady

Odcinek 4


Zbyszek nie mógł doczekać się na potwierdzenie, że paczka została wysłana. Damian długo nie dawał znaku życia. W końcu zniecierpliwiony Poniedzielski sam próbował się dodzwonić do przyjaciela wpierw na komórkę, ale ta była wyłączona. Na stacjonarnym też nikt nie odpowiadał.

Ta głucha cisza zaczęła go niepokoić, postanowił udać się do kolegi osobiście. Po pracy zajechał do kamienicy, w której mieszkał Damian. Wbiegł po schodach i zatrzymał się przy drzwiach. Zaczął dzwonić, walić pięściami w drzwi.
- Kto tam – warknął opryskliwie Damian.
- To ja – zawołał Zbyszek – kurwa otwórz!
Poniedzielski usłyszał kroki w mieszkaniu, po chwili zamek zgrzytnął w drzwiach stanął Damian.
Jego wygląd był co najmniej niepokojący. Miał na sobie tylko szlafrok i spodnie, był potargany, miał przekrwione oczy, w ręce trzymał opróżnioną do połowy butelkę „Żołądkowej”. Cuchnął alkoholem jak bimbrownia.

- Co ty wyprawiasz – warknął poirytowany Zbyszek – od paru godzin próbuję się do ciebie dodzwonić.
- Przyszedłeś po fakturę – mruknął Damian – chodź.
Weszli do mieszkania, to co Zbyszek tam zobaczył przeraziło go. W prawdzie jego przyjaciel nie był pedantem, ale bałagan, jaki panował wewnątrz z pewnością nie należał do normalnych. Wszystkie pomieszczenia wyglądały tak, jakby przeszło nimi tornado. Powywracane stoły, odsunięty regał, szuflady z ubraniami wybebeszone, kołdra i poduszki ciśnięte na środek pokoju. W dodatku wszędzie poniewierały się porysowane kartki papieru, na wszystkich był wizerunek jednej i tej samej kobiety.
Co tu się dzieje – zapytał – wrzuciłeś tu granat, czy jak?
Zbyszek podniósł z ziemi jeden z rysunków, był rysownikiem, więc umiał dostrzec pewne delikatne niuanse tworzenia portretu, nieistotne i niezauważalne dla kogoś, kto nie zajmował się na co dzień pracą plastyczną. W stworzenie każdego z tych szkiców, Damian musiał włożyć wiele serca, niesamowita dbałość o szczegóły, lekka, z wdziękiem ciągnięta kreska i cieniowanie. Wszystko to wskazywało, że kobieta, przedstawiona na rysunku musiała być kimś wyjątkowym dla jego przyjaciela.
Damian zaczął przeszukiwać stertę papierzysk na swoim biurku kreślarskim, po chwili odnalazł fakturę. Podszedł do Zbyszka i podał mu pognieciony zwitek papieru.
- Trzymaj – mruknął – sorry, że nie zadzwoniłem, ale wyleciało mi to z głowy.
- No ciekawe czemu – popatrzył znacząco na butelkę alkoholu.
- Chcesz trochę – Damian wyciągnął rękę z „Żołądkową” – bierz.
- Całkiem zwariowałeś – westchnął Zbyszek – co to wszystko ma znaczyć?
Damian przetoczył się do łóżko, usiadła na jego krawędzi, odstawił butelkę na nocną szafkę.
- Widziałem ją – powiedział.
- No wiem mówiłeś już, że znowu ci się przyśniła.
- Nie – westchnął – nie przyśniła, widziałem ją dzisiaj na dworcu, wsiadła do pociągu i odjechała. Nie zdążyłem z nią porozmawiać.
- Wiesz co – pokręcił głową Zbyszek – zaczynam poważnie martwić się o ciebie. Połóż się spać, pogadamy jutro, jak wytrzeźwiejesz.
Następnego dnia Damian przechodził prawdziwe męki, głowa bolała go bardziej, aniżeli wówczas, kiedy budził się ze śpiączki, strasznie go suszyło i wciąż fasował żołądek. Siedział przy biurku, usiłując skupić się na pracy, szło mu wyjątkowo marnie. Fale gorąca i zimna na przemian przechodziły przez jego ciało, pot zalewał mu czoło.
- Musimy pogadać – powiedział Zbyszek, mieszając łyżeczką kawę w kubku – to co ostatnio wyprawiasz zaczyna być przerażające.
- No dalej – mruknął Damian – dokop mi jeszcze, zaraz i tak wykituję.
- Czy ty wiesz jak wczoraj bredziłeś? Co w ogóle znaczyć miały te rysunki?
- Bredziłem?
- No – Zbyszek napił się kawy – opowiadałeś o tej dziewczynie, ponoć widziałeś ją na dworcu.
- To akurat nie były brednie – wzruszył ramionami Damian – naprawdę ją widziałem, odjeżdżała pociągiem do Pragi.
- Wiesz co – przyjaciel pokręcił głową – tobie potrzebny jest chyba dobry psychiatra.
- Już wczoraj słyszałem tę radę – Damian otarł dłonią spocone czoło.
- Tak? Od kogo?
- Od prywatnego detektywa… Pamiętasz Krzyśka Rzewuskiego? Wspominał, że jego brat pracuje w policji i ma znajomego detektywa.
- Byłeś w biurze detektywistycznym – parsknął Zbyszek – z tobą jest gorzej niż myślałem. I co on ci powiedział?
- Odesłał mnie do kliniki psychiatrycznej.
- To nie taki głupio pomysł…
- Przestań żartować – jęknął Damian – głowa mi pęka, nie mam do tego nastroju. Uf już nigdy nie wezmę do ust tego świństwa, żadnego więcej alkoholu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz